Nie można przemilczeć niewygodnych faktów. Również wtedy, gdy wiąże się to z koniecznością zakwestionowania prawomocności legendy. Trudno udawać, że wszyscy konspiratorzy i partyzanci przykładnie zwalczali okupanta, a po akcji śpiewali piosenki patriotyczne i uczęszczali na Mszę św. To była jednak konspiracja tworzona i działająca w ekstremalnych i złożonych warunkach
Mamy przypadki, które opisywałem w moich wcześniejszych tekstach, rozpraw podziemia z szukającymi schronienia w lasach Żydami pod pretekstem działalności antybandyckiej. Ukrywający się próbowali przeżyć, w jakiś sposób zdobyć jedzenie dla siebie i nierzadko dzieci. Wielu lokalnych dowódców traktowało ich jak bandytów i likwidowało na miejscu, opisując w meldunkach, że zlikwidowali bandę rabunkową żydowską czy żydowsko-komunistyczną. Okazuje się po konfrontacji z innymi źródłami, że były to grupy nieuzbrojone, bezbronni ludzie, szukający schronienia u polskich gospodarzy. Trzeba też zaznaczyć, że nie wydano żadnych precyzyjnych wskazówek odnośnie do sytuacji ukrywających się w lasach Żydów, która była przecież inna niż pospolitych przestępców, bo zmuszała ich do tego wyższa konieczność. Rada Pomocy Żydom „Żegota”, żydowskie organizacje działające w Warszawie – Żydowski Komitet Narodowy, Żydowska Organizacja Bojowa i Bund, zwracały się do delegata rządu i do dowódcy AK, by coś uczynić z grupami żydowskimi próbującymi przetrwać w lasach. Dopominano się, żeby w jakiś sposób włączać je do struktur AK. Niczego jednak w tym kierunku nie uczyniono.
A.S.: Zdobywanie pożywienia siłą i bez zapłaty przez grupy ukrywających się Żydów miało miejsce. Wynikało to z faktu, że byli oni wcześniej grabieni ze wszystkiego, co posiadali. Jakiś czas temu analizowałam przypadek z Ostrowca Świętokrzyskiego, w którym grupa przebywająca w lesie chciała walczyć i zdobyła nawet broń, ale została ograbiona przez pośrednika z AL, który miał ich wprowadzić do oddziału. Ci ludzie, żeby przeżyć, musieli kraść, nie mieli innego wyjścia, zresztą i tak niemal wszyscy zginęli. Ten fakt – tragiczne położenie, w którym znajdowali się skazani na Zagładę Żydzi – absolutnie nie był brany pod uwagę przez polskie podziemie w kontekście rozprawiania się z bandytyzmem. Dodajmy, że AK i delegatura postrzegała żydowskie grupy zbrojne jako komunistyczne i właśnie bandyckie, co zanalizował na podstawie licznych sprawozdań i innej dokumentacji podziemia Adam Puławski.
D.L.: Przeczytam Pani krótki tekst z czerwca 1944 r. z obwodu AK Pińczów. Jest to rozkaz o stworzeniu patrolu szturmowego podpisany przez dowódcę lokalnej placówki. W punkcie pierwszym czytamy: „Stworzyć patrol szturmowy”, a w punkcie trzynastym: „Żydów tępić nie wolno, chyba że są bandytami”. Jest to oryginalny dokument, który znajduje się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Wiemy z niego kilka rzeczy: Żydzi są mordowani przez członków lokalnych struktur podziemia, niektórzy z nich są zabijani jako tzw. bandyci, ale też z innych powodów oraz to, że członkowie AK stanowili dla Żydów niebezpieczeństwo. Jest to próba unormowania sytuacji i wskazanie, że Żydów można „tępić” (zwróćmy uwagę na to słowo), wtedy gdy są bandytami. Nie jest powiedziane, jakie to są sytuacje, czyli znów jest to arbitralne. Z tego dokumentu wynika jednak, że problem istnieje.
Jakiego typu dokumentację wykorzystują Państwo w swojej pracy badawczej?
D.L.: Korzystamy ze wszystkich dostępnych dokumentów. Są przypadki, gdy dokumentacji konspiracyjnej nie ma albo zachowała się w formie szczątkowej, wtedy badamy relacje i materiały powstałe po wojnie. Obecnie zajmuję się w swojej pracy badawczej tym, co działo się w powiecie miechowskim, z którego przetrwało dość dużo dokumentów konspiracji. Wynika z nich, że latem 1944 r. różni konspiratorzy należący do struktur podziemnych zamordowali ok. 40 Żydów. Nie zawsze i nie wszędzie tego typu zbrodnie były sądzone, ale zachowała się szczątkowa dokumentacja AK, z której wynika, że monitorowano i ścigano partyzantów prześladujących Żydów. Są to oryginalne materiały akowskie.
W jaki sposób te dokumenty powstały?
D.L.: W niektórych z tych incydentów uczestniczyli żołnierze Kedywu czy Kierownictwa Dywersji, którzy musieli składać różnego typu meldunki o prowadzonej działalności. W poprzednim numerze „Zagłady Żydów” opublikowaliśmy tekst Jana Grabowskiego opisujący przypadek zamordowania przez grupę żołnierzy Kedywu i członków placówek konspiracyjnych AK spod Racławic pięciu Bogu ducha winnych Żydów – m.in. dentystę z Działoszyc, właściciela fabryki mydła i jego żonę, i kilka innych osób – pod pretekstem zagrożenia dla ludności i organizacji. Był to wyjątkowo niedorzeczny zarzut. Ukrywali się u Polaków. Sprawa jest poważna, gdyż decyzję o zlikwidowaniu Żydów rzekomo zagrażających konspiracji, podjęto dość wysoko, bo na poziomie inspektoratu AK, choć z inspiracji dowódcy lokalnej placówki. Żydzi zostali zabici i obrabowani – podzielono się zegarkami, pieniędzmi. Jeden z żołnierzy zaczął w lokalnym szynku przechwalać się dokonaną akcją, a kiedy jego dowódca go poprosił, żeby jednak stosował się do rygoru konspiracji, to nie tyle go zlekceważył, ale jeszcze mu groził. W ten sposób dowódca sporządził raport. Po nim powstały następne. Dzięki temu zachowała się na ten temat dokumentacja, która spoczywa dziś w IPN w Warszawie. Można ją skonfrontować z powojennymi materiałami śledczymi i procesowymi.
To jest jeden typ materiałów. Drugim są sprawozdania kontrwywiadu. We wszystkich strukturach centralnych i lokalnych była osoba, która zbierała wiadomości o wszystkim, co się dzieje w terenie. Są jeszcze raporty oficerów inspekcyjnych. Mam taki raport z Miechowa, który Pani zacytuję. Oficer AK przybyły z Krakowa pisze: „Żbik siedzi w terenie bez alibi. Jest przy nim sześciu ludzi, również bez alibi. Mieszkają w pewnej wsi, nie przestrzegają zasad konspiracji, na zwrócenie im uwagi przez gospodarza domu nawymyślali mu od bandytów. Spacerują po wsi, już się nimi interesuje policja. Poszli na robotę dywersyjną, żeby zlikwidować jednego gościa, lecz zanim oni zdążyli go zlikwidować, to ich ostrzelali z dział. W pewnej wsi zlikwidowali ośmiu Żydów. Teraz wyniknęła awantura podziału łupów. W tej miejscowości dowódca placówki postawił zarzut, że jego okradli podczas pobytu u niego. I jednym słowem wytworzył się stan fatalny, jak inspektor z AK nie przyjedzie jak najszybciej w teren, to może być bardzo źle”. To jest oryginalny meldunek z 1944 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.