Zawsze staram się być otwarty na dialog. Dlatego jestem gotów moje poglądy korygować i niuansować. Więcej, bardzo bym się cieszył, gdyby ktoś mnie przekonał, że mój pesymizm jest przesadzony
W kleszczach polityki
Nosowski: Narzekanie na media to dość popularny wytrych…
Zięba: Cóż poradzę, że ta niedobra strona pracy mediów bardzo mi się nie podoba. Widzę wielkie zalety mediów, szanuję ich pracę, ale dobrze też wiem, że bardzo skutecznie potrafią one stworzyć, szeroko rozpowszechnić i na długo utrwalić stereotypy deformujące rzeczywistość. Co nie znaczy, że powinniśmy automatycznie posądzać dziennikarzy o złą wolę, bo to nieprawda. Raczej winniśmy konsekwentnie ich informować, zmniejszać pola ignorancji, przekonująco pokazywać płyciznę i fałsz wielu stereotypów, w sposób racjonalny i nowoczesny przekonywać do racji, które uznajemy za słuszne. Na pewno nie rozwiąże to całkowicie problemu z mediami, ale może znacząco zmienić obraz Kościoła.
Trzeba też pamiętać, że utrwalenie niekorzystnego wizerunku Kościoła leży w interesie obu głównych partii politycznych. Zarówno w interesie PiS, bo wielu ludzi (także młodych, także dobrze wykształconych) oburzonych fałszem i agresją wobec Kościoła, przesuwa się w jego kierunku, jak i w interesie PO, bo ta partia – wspierając (zazwyczaj dyskretnie) takie „podszczypujące” Kościół poglądy – odbiera część antyklerykalnego elektoratu postkomunistom i Ruchowi Palikota, utrzymując też przy sobie, rozczarowany brakiem radykalnych reform obyczajowych, elektorat liberalny. Tym sposobem PO utrzymuje także poparcie części „centrowych” katolików, którzy – mając do wyboru albo agresywną, antyintelektualną i anachroniczno-narodową formę katolicyzmu, albo „rozsądnie umiarkowany antyklerykalizm, okraszany chrześcijańskimi akcentami” – wybierają mniejsze zło.
Nosowski: Kościół tkwi zatem w kleszczach polityki. A co z duszpasterstwem?
Zięba: Odpowiem analogią historyczną. W historii Kościoła XIX wieku pióra ks. Zygmunta Zielińskiego przeczytałem wiele pozytywów o Kościele francuskim w połowie XIX stulecia. Jednakże, jak pisze autor, „jedyny błąd, jaki popełniło duchowieństwo, a ściślej: Kościół instytucjonalny we Francji, to – poza sojuszem z burżuazją – zbyt wielka pewność siebie, stabilności swych wpływów. Może dlatego przesadnie rozbudowywano postać instytucjonalną Kościoła, mało dbając o szukanie nowych form apostolatu, wówczas już bardzo potrzebnych dla ratowania religijności klasy robotniczej i wsi francuskiej”.
Jeżeli zamiast „burżuazji” wstawimy „narodowo-katolicki obóz polityczny”, a zamiast „klasy robotniczej” – „młodzież”, to mamy, wypisz, wymaluj, obecną sytuację w Polsce. W związku z przejściem katechezy do szkół niemal zamarły wszelkie inne formy duszpasterstwa młodzieży, a śladowo wspierane są jedynie formy dość przebrzmiałe, które obejmują znikomy ułamek młodych ludzi.
Podobnie jest z tradycyjnie silnie religijną Polską wsi i małych miasteczek. Tam dokonują się wciąż nieopisane, ale rewolucyjne przemiany: masowe migracje (zarobkowe wewnątrz Unii, ale także krajowe – choćby ogromny wzrost liczby studentów w porównaniu z czasem PRL), informatyzacja, rozwój globalnej komunikacji, a także znaczne i długotrwałe bezrobocie, które niszczy wszelkie więzi społeczne.
Tymczasem troska episkopatu wydaje się koncentrować na utrzymaniu liczby etatów katechetów. Co gorsza (z bólem powtarzam opinię wielu katechetów, z którymi rozmawiałem), przy ich doborze często ważną rolę grają racje materialne czy koneksje, a zdolności pedagogiczne są mniej istotne. Biskupi martwią się też tym, by oceny z religii były umieszczane na świadectwie i wliczane do średniej ocen. To ma swoje znaczenie, ale zdecydowanie więcej troski trzeba by poświęcić na tworzenie nowoczesnych programów nauczania i wyeliminowanie tego, co jest najgorzej odbierane wśród młodzieży – przypadków łączenia katechezy z kontrolą zewnętrznych przejawów religijności.
Oczywiście wszędzie znaleźć można i wizjonerów, i pasjonatów, i ludzi (także księży) prowadzących święty tryb życia, ale ogólne wrażenie może być przygnębiające. Wiele nowoczesnych, ciekawych zaleceń pastoralnych najważniejszego od wielu dziesięcioleci zgromadzenia Kościoła w Polsce – uchwał II Synodu Plenarnego (1991–1999) – pozostało wyłącznie na papierze.
Nosowski: Jakie nastroje widzi Ojciec wśród duchowieństwa?
Zięba: W obliczu narastającej polaryzacji społeczeństwa coraz silniejszy staje się syndrom oblężonej twierdzy, wedle którego „jedyni sprawiedliwi” bronią Kościoła i Narodu przed knowaniami zdrajców, liberałów z UE oraz tradycyjnymi wrogami Polski: Niemcami i Rosją. Taka wizja jest samopotwierdzającym się opisem świata. Jeżeli znajdzie się jakiś realny argument podpierający tę teorię, jest to powód do głośnego triumfu. Jeżeli zaś publicznie wyśmiewany jest brak intelektualnej precyzji, naginanie faktów czy łączenie ich w nieprawdopodobne ciągi przyczyn i skutków, to fakt ten dowodzi jedynie potęgi wpływów oraz podstępności wrogów Kościoła i Narodu.
Niestety, nawet poważni przedstawiciele Kościoła robią prezenty antyklerykałom z „obozu postępu”. Tak widzę na przykład nawoływania biskupa do modłów we wszystkich kościołach diecezji przeciwko recitalowi podstarzałej gwiazdy, której nic nie sprawi większej frajdy niż atmosfera skandalu. Strzałem samobójczym jest też angażowanie się episkopatu w walkę o miejsce na multipleksie dla niszowej telewizji, mizernej w formie i narodowo-katolickiej w treści. Zwłaszcza, że w świetle prawa kościelnego – w odróżnieniu od Radia Maryja i innych katolickich rozgłośni – nie jest ona stacją katolicką! Telewizja ta – będąca, podkreślmy to dla jasności obrazu, własnością fundacji, którą tworzą, jako osoby prywatne, dwaj duchowni i jeden świecki – ma pełne prawo do poszerzania swoich wpływów i możliwości. Jednak czynienie z tego fundamentalnej sprawy dla całego Kościoła – a tym jest organizowanie przez lokalnych biskupów, ramię w ramię z PiS, w całej Polsce publicznych marszów i manifestacji w „obronie Kościoła i wolności słowa” – jest błędem niosącym bardzo niebezpieczne skutki.
Z takiej sytuacji korzysta również niekiedy rząd. Zwłaszcza wtedy, gdy pragnie odwrócić uwagę społeczeństwa od własnych problemów. Przykładowo, nagłaśniając jakikolwiek problem związany z finansami Kościoła, rząd ma absolutną pewność, że cały dyskurs publiczny zdominują radykałowie z obu stron, a agresywność ich zmagań skutecznie przesłoni inne realne problemy społeczne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.