Kościół między młotem a kowadłem

Więź 10/2012 Więź 10/2012

Zawsze staram się być otwarty na dialog. Dlatego jestem gotów moje poglądy korygować i niuansować. Więcej, bardzo bym się cieszył, gdyby ktoś mnie przekonał, że mój pesymizm jest przesadzony

 

Między obozem postępu a obozem tradycji

Nosowski: A może, jak twierdzi wielu, jesteśmy skazani na wojnę kulturową, na nieuchronną walkę „obozu postępu” z „obozem tradycji”?

Zięba: Zarówno „postęp”, jak i „tradycja” mają swoje zalety i wady. Problem w tym, że zostały one zideologizowane – przebudowane na całościowy obraz świata – który po obu stronach artykułują radykałowie. A podtrzymywanie takiego ostrego podziału oraz konfliktu leży w interesie ideologów obu obozów. Z jednej strony bowiem są „obrońcy wiary i Kościoła” z „obozu narodowo-katolickiego”, którzy w rzeczywistości bronią dosyć anachronicznej i aintelektualnej formy symbiozy katolicyzmu (w dużym stopniu przedsoborowego) z polskością (w dużej mierze w wizji przedwojennej). Z drugiej strony znajdują się „przeciwnicy hipokryzji, pazerności, klerykalizmu, łamania sumień, prześladowania mniejszości seksualnych, narzucania przemocą poglądów”, którzy pod tymi sztandarami walczą bezpardonowo z chrześcijaństwem oraz Kościołem. Ci ostatni jednak w gruncie rzeczy mają za swój program indywidualizm, nielimitowany przez jakiekolwiek transcendentne normy, co jednostkom może niekiedy ułatwiać życie, lecz dla każdej społeczności jest wręcz zabójcze.

I znowu mamy do czynienia z negatywnym sprzężeniem. Albowiem postępująca radykalizacja poglądów i narastająca agresja wobec adwersarzy leży również w interesie aż czterech z pięciu najważniejszych partii politycznych w Polsce (za wyjątkiem niewielkiego PSL). Jest ona natomiast śmiercionośna dla wszelkiego autoramentu „umiarkowanych”: tych, którzy uznają posoborową wizję Kościoła, pragną nowoczesnej i silnej Polski, a zarazem chcą racjonalnej, cywilizowanej debaty publicznej i – nie zapierając się wartości – uznają kompromis za wartość w pluralistycznym i demokratycznym społeczeństwie. W tym sporze nie ma dla nich miejsca, bowiem – jak to ujął niedawno znany polski dziennikarz – „w czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu”.

Jestem jednak pewien, że taka polaryzacja i tego rodzaju walka jest niezmiernie niebezpieczna tak dla Kościoła, jak i dla państwa. Położy się też długim cieniem na przyszłych pokoleniach Polaków.

Nosowski: Mimo to zaufanie do Kościoła trwa jednak na wysokim poziomie, a ludzie się z nim utożsamiają.

Zięba: Owszem, wbrew silnej ofensywie medialnej od paru lat wieszczącej ogromny kryzys Kościoła sytuacja wciąż wygląda dość stabilnie. Niedawno na jednym z największych portali przeczytałem nagłówek: „Lawinowy wzrost wystąpień z Kościoła w Polsce” – okazało się, że w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2012 roku w całej Polsce było takich aktów apostazji 18! Bardzo to mizerna lawina. 

Nie występują więc na szeroką skalę ani spadek powołań (który rzeczywiście następuje, ale spowodowany jest głównie zmniejszeniem całej populacji młodych ludzi), ani masowe odchodzenie od praktyk (spadek jest, ale nader niewielki), ani też kryzys zaufania do Kościoła katolickiego spowodowany jakoby pazernością i niemoralnością duchowieństwa (tu także pojawiają się zmiany, ale nadal wyraźna większość Polaków Kościołowi ufa).

Tyle że pod spodem wydarzenia mają dużą dynamikę. Są trochę jak taran, który z każdym uderzeniem niepostrzeżenie, ale skutecznie rozbija umocnienia obronne. Co więcej, ta zewnętrzna stabilność sprzyja konserwowaniu klerykalnych relacji w Kościele. Słaba jest wciąż pozycja kobiet, podtrzymywane są feudalne niekiedy relacje struktur hierarchicznych ze „zwykłymi” księżmi oraz ludźmi świeckimi. A podejmowane działania koncentrują się na trosce o instytucjonalne zabezpieczenie Kościoła oraz na „sakramentalizmie”. Przez ten ostatni termin rozumiem nie tylko udzielanie sakramentów, ale też i inne oficjalne posługi, jak pogrzeby, pracę w kancelarii czy katechezę. Ich podstawowym celem jest „obsługa” świeckich rozumianych jako petentów. Wobec masowości Kościoła jest to w naszym kraju naprawdę spora praca, która zużywa wiele sił i energii, dając zarazem złudne poczucie niezagrożonej niczym stabilności.

Pozbawione większego znaczenia są – niestety – nieliczne wysepki w Kościele, w których podejmowane są refleksje i działania związane z nową ewangelizacją, z nowymi formami duszpasterstwa małżeństw i związków niesakramentalnych, z ewangelizacją kultury, obecnością religii w sferze publicznej w społeczeństwie pluralistycznym czy nad nowymi problemami duszpasterskimi. Przykładowo: prawie całkiem jesteśmy bezradni wobec kluczowego problemu budowania międzyludzkiej solidarności i głębszych relacji pomiędzy ludźmi żyjącymi w świecie wirtualnych kontaktów, erozji tradycyjnej rodziny i wielkiej mobilności społecznej albo też wobec problemu prekariatu – nowej, skazanej na permanentną niestabilność, szybko rosnącej klasy społecznej: ludzi mających czasowe umowy o pracę, krótkoterminowe kontrakty, słabo płatne lub bezpłatne staże, czy wręcz (szczególnie ludzi młodych) trwale bezrobotnych.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...