Każdy Kościół, który odmawia człowieczeństwa komukolwiek, musi spotkać się z odporem. Nieważne, czy chodzi tu o kobiety, ludzi o innym kolorze skóry, czy gejów i lesbijki. Z biskupem episkopalnym Johnym Shelby Sponge’em rozmawia Piotr Włoczyk
PIOTR WŁOCZYK: Liczba wiernych uczęszczających co niedzielę do świątyń episkopalnych w ostatniej dekadzie dramatycznie spadła. Czy to nie dlatego, że staliście się najprawdopodobniej najbardziej liberalnym Kościołem chrześcijańskim?
BP JOHN SHELBY SPONG: Absolutnie tak nie uważam. Kościół episkopalny zmienia się, ale nie nazwałbym go jeszcze najbardziej liberalną wspólnotą chrześcijańską w Ameryce, choć zbliżamy się do tego punktu. Gdy 81 lat temu przyszedłem na świat w Północnej Karolinie, nazywaliśmy ten obszar amerykańskim Pasem Biblijnym. Praktykowaliśmy tam segregację rasową i uważaliśmy kobiety za istoty ludzkie drugiej kategorii. Nie widzieliśmy niczego złego w nienawidzeniu przedstawicieli innych religii – szczególnie żydów – i potępialiśmy osoby homoseksualne jako albo chore psychicznie, albo zdeprawowane moralnie. Cytowaliśmy przy tym Biblię, by usprawiedliwić każdą z tych spraw. A jednak w ciągu mojego życia doszło do diametralnych zmian w tych czterech kwestiach.
I tak na przykład podczas ostatniego uaktualnienia naszego modlitewnika poprosiliśmy rabinów, by przejrzeli go, abyśmy mieli pewność, że nie ma tam żadnych ukrytych oznak antysemityzmu, z istnienia których nie zdawaliśmy sobie wcześniej sprawy.
Poza tym mój Kościół doszedł do momentu, gdy mamy wielu czarnych biskupów, wliczając w to biskupa w Karolinie Północnej. W moim Kościele biskupi są wybierani przez kler i przez wiernych, więc odzwierciedlają oni punkt widzenia ludzi, którzy ich wybierają. Dziś mamy ok. 25 biskupów-kobiet, wliczając w to prymaskę naszego Kościoła, która jest niezwykłą kobietą.
Z kolei gdy w 2000 roku przechodziłem na emeryturę jako biskup Newark, w mojej diecezji było 35 kapłanów i kapłanek otwarcie przyznających się do homoseksualizmu, 31 z nich żyło ze swoimi partnerami...
...ale co ze statystykami?
Rzeczywiście doszło do spadku w statystykach kościelnych, nie tylko jednak w przypadku Kościoła episkopalnego, ale w przypadku każdej wspólnoty chrześcijańskiej w Ameryce. Choć z drugiej strony mówi się, że fundamentaliści chrześcijańscy poszerzają swoje szeregi, ale to tylko lokalne fenomeny. Generalnie liczba ludzi, którzy przyznają się do chrześcijaństwa w Ameryce, nie nadąża za przyrostem populacji i w zasadzie spada.
Ale spadek statystyk Kościoła episkopalnego jest naprawdę zauważalny w porównaniu do innych wyznań protestanckich.
Nie powiedziałbym, że tak to właśnie wygląda. Jeżeli spojrzeć na statystyki metodystów, prezbiterian, luteran czy wiernych Zjednoczonego Kościoła Chrystusa, albo nawet Kościoła katolickiego, to znajdzie się tę samą tendencję. Niektóre z tych Kościołów – na przykład metodyści – wciąż są rozdarci w debacie na temat homoseksualizmu. Prezbiterianie, Zjednoczony Kościół Chrystusa i luteranie doszli w zasadzie tam, gdzie my, jeżeli chodzi o stosunek do homoseksualizmu.
Kościół rzymskokatolicki także jest w odwrocie. Jego statystyki nie wyglądają jednak tak źle, ponieważ korzysta on z napływu imigrantów, szczególnie z Ameryki Łacińskiej. Ale w głównym nurcie amerykańskiego Kościoła katolickiego wykorzystywanie seksualne dzieci odbiło się strasznie na jego wizerunku, tak samo zresztą jak fakt, że nie potrafił on słuchać własnych teologów, takich jak Hans Küng i Edward Schillebeeckx, czy fakt, że zdecydował się przeprowadzić dochodzenie w sprawie amerykańskich zakonnic, które są chyba najbardziej popularną częścią Kościoła katolickiego w Ameryce. Żadna z tych spraw nie spotyka się z przychylnością naszego społeczeństwa.
Jedna z konserwatywnych członkiń Kościoła episkopalnego w artykule w „New York Timesie” tłumaczy spadającą liczbę wiernych tak: „Powodem, dla którego piękne, niegdyś pachnące tradycją kościoły episkopalne są zamykane i wyludniają się, jest to, że to samo nauczanie można usłyszeć w lokalnym Starbucksie czy na zajęciach yogi. Więc po co chodzić i tu, i tu?”.
Przykry jest dla mnie ten komentarz. Dla mnie najbardziej ekscytującą sprawą w Kościele episkopalnym jest to, że są wśród nas ludzie o różnym kolorze skóry, na kierowniczych stanowiskach są kobiety, mamy też gejowski i lesbijski kler, który nie cierpi z powodu dyskryminacji, a także to, że jesteśmy w ciągłym dialogu z żydami, muzułmanami, buddystami, hinduistami i nie staramy się ich nawracać. To wszystko piękne i pozytywne rzeczy. Nie mieści mi się w głowie, że można żyć w XXI wieku i myśleć tak, jak ta kobieta. Naszym celem wcale nie jest zawładnięcie światem, naszym celem jest wskazywać światu jakość, głębokość i sens. I wcale nie trzeba rzeszy wiernych, by to osiągnąć. To bardzo budujące patrzeć, jak mój Kościół wyszedł naprzeciw rzeczywistości.
Jaka była w takim razie reakcja Księdza Biskupa na wiadomość, że konserwatywne wspólnoty episkopalne z Afryki wyznaczyły misjonarzy, by zajęli się w USA i Kanadzie wiernymi Kościoła episkopalnego, którym nie podobały się te zmiany?
Cóż, ludzie mogą swobodnie podróżować i robić, co im się podoba, ale sądzę, że był to objaw aroganckiego i zaściankowego myślenia. Oni sądzą, że mogą chrześcijaństwo, którego nauczyli się w Trzecim Świecie, próbować przenieść na grunt skomplikowanych spraw, z którymi staramy się uporać w Pierwszym Świecie. Równocześnie muszę przyznać, że my na Zachodzie byliśmy równie aroganccy, gdy wysyłaliśmy swoich misjonarzy do Trzeciego Świata. Wysyłaliśmy ich nie tylko po to, by narzucić im chrześcijaństwo, ale także, by przenieść do nich nasz styl życia. Wydaje mi się, że aby nawracać ludzi, wpierw trzeba spróbować pożyć w ich skórze, zaakceptować ich kulturę i pokochać ich takimi, jacy są.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.