Co mi po zahukanych kobietach wokół?

W drodze 7/2014 W drodze 7/2014

Jako ideał kobiecości lansowany jest wzór wychudzonej modelki. Ale kiedy przeprowadzi pani ankietę wśród 100 tysięcy mężczyzn, to się okaże, że oni niekoniecznie chcieliby mieć ją za żonę.

 

Myśli pan, że za 20 lat mężczyzna będzie już umiał włączyć pralkę i wyprasować? Współczesne matki przygotują do tego swoich synów?

Myślę, że to pójdzie w różne strony – będzie grupa mężczyzn umiejących włączyć pralkę, prasujących i realizujących się w domu i takich, którzy będą od tego uciekali...

...i takich, którzy będą chcieli iść na urlop tacierzyński.

Tak, aczkolwiek akurat nie jestem zwolennikiem urlopu tacierzyńskiego, bo przeczytałem kiedyś, że przez pierwsze 18 miesięcy życia zarówno dziewczynki, jak i chłopcy, jeśli mają wybór, to wolą zapach, głos i dotyk kobiety. To znaczy, że natura nas tak uwarunkowała. A uważam, że dzieci są największą wartością w życiu.

Czy ta nieadekwatność płciowa, o której pan mówił, to zacieranie się ról, zmieni obraz naszego życia społecznego i sprawi, że za 10–20 lat będziemy żyli inaczej niż teraz, nie mówiąc już o tym, jak żyli nasi ojcowie i dziadkowie?

Pewnie dojdzie do jeszcze większego zrównania płci w każdej dziedzinie, kobiety częściej będą szefami, ale to dla mnie nie problem. Nie mam nic przeciwko temu. Choć feministki bardzo atakowały moją książkę i twierdziły, że krytykując mężczyzn, wzywam do odtworzenia dawnej formy męskości. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo ta książka nie była przeciwko kobietom.

Za to mężczyznom trochę się dostało. Nie mieli panu za złe? Nie mówili: Stary, co ty tam wypisujesz o nas?!

No jakoś nie. Widocznie uznali, że nic złego o nich nie napisałem.

Czy słowo „kryzys”, które pojawia się w tytule pańskiej książki, ma wydźwięk pejoratywny?

Nie, ja się odwołuję do koncepcji dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego, który mówi, że dezintegracja może być zawsze wstępem do twórczej reintegracji. Kategoria kryzysu może mieć znaczenie negatywne, kiedy ktoś popadł w kryzys i jest po nim, ale tutaj miało oznaczać – oczywiście, poza pewnego rodzaju prowokacją, bo chodziło również o to, aby książka się dobrze nazywała – że kryzys prowadzi do różnych dróg męskości. Właściwie powinienem napisać: Kryzys dominującej formy męskości. I dlatego właśnie byłem atakowany, bo jeżeli mówię o kryzysie, to znaczy, że jest źle i powinniśmy wrócić do formy macho. A to nie jest tak. Bardzo nie lubię mężczyzn, którzy mają poczucie wyższości nad kobietami, co wciąż jeszcze jest dość powszechne.

Sądzi pan, że jest to efekt patriarchalnego systemu wychowania, który w wielu rodzinach wciąż dominuje?

To wszystko zależy od rodziny. Wczesna socjalizacja, wczesne wychowanie w rodzinie decyduje w dużej mierze o naszych poglądach. Jeżeli rodziny były patriarchalne, to zazwyczaj się to powiela. Oczywiście można od tego odejść. Jeżeli chłopiec jest wychowany w rodzinie, w której mężczyzna dominuje, to sam też będzie próbował tak postępować, jeśli w jego domu dominowała kobieta, to pewnie będzie szukał kobiety o podobnym charakterze. Choć zdarzają się przypadki odwrotne: mężczyzna jest zniewieściały, bo cały czas bał się swojego ojca i nie chce powielać jego zachowań.

Mówił pan na początku o wartościach, które kiedyś były oczywiste, które się przekazywało chłopcom. Jakie wartości teraz powinny być oczywiste?

Mężczyzna musi mieć poczucie własnej męskości. Nie możemy rozmywać płci.

Głosi pan niepopularne poglądy.

Uważam, że społeczne konstruowanie płci kulturowej, czyli owego gender, powinno w przypadku mężczyzn odwoływać się do cech męskich.

Czyli? Są jakieś nowe cechy męskości?

Tak. Do tych tradycyjnych, takich jak odpowiedzialność, poczucie siły, poczucie własnej wartości, doszły: troskliwość, empatia, zdolność do wzruszania się, skłonność do analizy własnych stanów psychicznych, gotowość do rezygnacji z władzy, wejścia w bardzo partnerskie relacje z kobietami. Znamy te cechy z takich zdrowych związków międzyludzkich, partnerskich. Jeżeli w związku trochę dominuje kobieta, a mężczyźnie jest z tym dobrze, to w porządku. A jeśli stroną dominującą jest mężczyzna, a kobieta czuje się z tym szczęśliwa, to niech tak będzie. Jeśli ludziom tak jest dobrze, po co to odwracać? Według mnie jest to naturalna forma ułożenia sobie relacji.

Wciąż jednak kobiet na kierowniczych stanowiskach jest mniej niż mężczyzn. Nie przypominam sobie, żeby poznański uniwersytet miał kiedyś panią rektor.

Ale ja mam na przykład pięcioosobowy skład dziekański: dwóch mężczyzn i trzy kobiety. I uważam, że jest to w porządku, nie ma sprawy. Natomiast rzeczywiście im wyżej, tym mniej kobiet.

Myśli pan, że to się będzie zmieniać?

Powoli tak. Proszę zobaczyć na przykład, że jest coraz więcej kobiet w senacie, chociaż ja jestem przeciwny parytetom.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...