Jako ideał kobiecości lansowany jest wzór wychudzonej modelki. Ale kiedy przeprowadzi pani ankietę wśród 100 tysięcy mężczyzn, to się okaże, że oni niekoniecznie chcieliby mieć ją za żonę.
KATARZYNA KOLSKA: Troszkę się obawiam, że w rozmowie o mężczyznach zgubi mnie kobiecy punkt widzenia. Obiecuję, że będę się bardzo pilnowała.
PROF. ZBYSZKO MELOSIK: Ja też mam kobiecy punkt widzenia.
W to za bardzo nie uwierzę, zresztą zaraz zobaczymy. Czy ze współczesnym mężczyzną jest aż tak źle, że trzeba pisać książki o kryzysie męskości?[1]
Według mnie następuje rekonstrukcja męskości. A właściwie już nastąpiła, bo książka, o której pani wspomina, została napisana ponad 10 lat temu. Kiedyś funkcjonowały jasne sposoby bycia mężczyzną i jasne sposoby wychowania lub socjalizacji do męskości. Młodzi chłopcy dowiadywali się, jak mają pełnić swoje role społeczne, zawodowe i rodzinne. System wartości panujący w społeczeństwie, choć oparty na patriarchacie, androcentryzmie i dominacji mężczyzn, dawał im jednoznaczne odpowiedzi na pytanie: Kim być. Każdy z nas chce znać odpowiedź na to pytanie, a społeczeństwo daje odpowiedzi. W przeszłości ta odpowiedź była bardzo jednoznaczna.
To znaczy?
Bycie mężczyzną oznaczało, że jest się osobą silną fizycznie i psychicznie, asertywną, dominującą, że jest się dostarczycielem dóbr i opiekunem, to znaczy pełni się tradycyjne funkcje mężczyzny, które stereotypowo mamy w umyśle. Chłopcy mieli więc dosyć prostą drogę do męskiej tożsamości. Emancypacja kobiet, której jestem zdecydowanym zwolennikiem, doprowadziła do zachwiania tradycyjnych relacji między mężczyzną a kobietą. Mężczyzna, który był pewny swojej tożsamości, związanej także ze swoją przewagą nad kobietami, zaczął tracić grunt pod nogami – w sensie społecznym. Z mojego punktu widzenia była to tendencja bardzo pozytywna, zasadna, ponieważ nieuprawomocnione jest to, że jedna płeć dominuje nad drugą. Jednakże kobieta wyemancypowana zaczęła stawiać mężczyźnie coraz to inne wymagania, a może wreszcie mogła je po prostu stawiać. Czyli tradycyjna przewaga mężczyzn została podważona przez ruchy emancypacyjne kobiet.
Czyli to trochę nasza wina, że mniej jest mężczyzny w mężczyźnie?
To nie jest kwestia winy, tylko kwestia tendencji społecznych, które się łączą z walką z rasizmem, z seksizmem, czyli z ruchami w społeczeństwie w kierunku demokratyzacji. Nie wiem, czy pani wie, że kobiety stanowią teraz większość studiujących, ponad połowę na prawie, medycynie i zarządzaniu. Mężczyzna staje się gorszą płcią.
Chyba źle się z tym czujecie. Przeczytałam w pańskiej książce wypowiedź studenta, który na pytanie, czy się boi emancypacji, powiedział, że bardzo go to niepokoi, iż kobiety chcą być we wszystkim na pierwszym miejscu, że nie wystarczy im prowadzenie gospodarstwa domowego, że chcą sukcesów. Co więcej, ów student nie wyobraża sobie, żeby kobieta mogła być jego dyrektorem!
Jasne, że część mężczyzn czuje się zagrożona. Ja akurat nie, przeciwnie, bardzo się cieszę, że kobiety są wyemancypowane wewnętrznie, że nie czują się w obliczu mężczyzn gorszą płcią.
To poczucie zagrożenia powoduje różnego rodzaju reakcje, czego najlepszym przykładem jest gwałtowny rozwój siłowni i męskiej kulturystyki. Mężczyźni chodzą do siłowni i „budują” swoje ciała, bo to już ostatni bastion męskiej dominacji. W myśl stereotypu prawdziwy mężczyzna to osoba muskularna, agresywna i zorientowana na walkę o podbój.
Kobiety są często inteligentniejsze i elastyczniejsze niż mężczyźni. Coraz bardziej inwazyjnie wchodzą w różne sfery życia, walczą o miejsce w hierarchii społecznej. Przekładają urodzenie pierwszego dziecka na 37 rok życia albo są singielkami, albo traktują seks rekreacyjnie, albo w ogóle nie mają dzieci... Chcą iść w górę i do przodu. Dziś mężczyzna i kobieta są rywalami. Możemy się tutaj odwołać do dyskusji na temat gender, jeśli pani chce, bo chętnie wypowiem swoje zdanie na ten temat.
Jestem bardzo ciekawa.
Gender jest kategorią antropologiczno-kulturową, odwołuje się do zjawiska społecznego konstruowania płci. I cały atak na gender jest atakiem ideologicznym. Natomiast muszę pani od razu powiedzieć, że nie jestem za zniesieniem płci. Mam dwóch synów i córkę i jako ojciec chcę, żeby moi synowie byli mężczyznami, a córka kobietą. Nawet jeżeli ten mężczyzna będzie empatyczny, troskliwy, delikatny, czyli taki trochę nowy, a ta kobieta niech będzie silna, pewna siebie i niech sobie radzi w życiu. Nie chcę, żeby mój syn ubierał się na różowo i miał sukienki tylko po to, aby zrealizować ideę eksperymentowania z płcią. Generalnie, akceptuję argumenty, które są skierowane przeciwko dążeniu do likwidacji płci jako instytucji społecznej. Natomiast atak na gender jako kategorię jest absurdem.
Czy ta zmiana obrazu mężczyzny w jakiś sposób zagraża też obrazowi kobiety? W pańskiej książce studenci mówią, że kobiety stają się mniej kobiece, przestają być dobrymi matkami, że kobieta sukcesu nie ma szansy zająć się macierzyństwem. Emancypacja, o którą kobiety walczyły, uderza w nas rykoszetem?
Zależy, jak zrozumiemy wyraz „uderza”. Mamy po prostu do czynienia z rekonstrukcją kobiecości. Są różne sposoby bycia kobietą. Ja nie mam przedwyboru, przedsystemu wartości. Jeżeli kobieta się realizuje jako matka i żona, gotuje zupę i jest szczęśliwa, to niech sobie będzie szczęśliwa. Jeżeli chce być bizneswoman i wspinać się po ścieżkach kariery, to niech to robi.
O ile kiedyś istniała jedna forma kobiecości – tradycyjna matka Polka – o tyle teraz mamy wiele dróg do kobiecości. Pani wybrała drogę żony, matki, dziennikarki. Moja żona jest profesorem na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, ale jest również matką.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.