Każdy kryzys można potraktować jednak jako punkt wyjścia do budowania życia „od nowa”. Utrata pracy, zmiana miejsca zamieszkania, doznana krzywda, zdrada współmałżonka to oczywiście bardzo kryzysowe sytuacje, ale także one mogą stać się nowym początkiem. Warto na każdy kryzys patrzeć od strony pozytywnej, traktować go jako daną od Boga szansę. W życiu wszystko może być pożyteczne.
Depresja w sensie ścisłym jest natomiast chorobą do końca niezbadaną i niełatwą do zdefiniowania. Można opisać jej objawy i wskazać, co na nią wpływa. Mówi się w tym kontekście o szczególnej wrażliwości, podatności na zniechęcenie do życia, oddziaływaniu środowiska. Na przykład wiele osób poniżanych w swoich rodzinach po latach upokorzenia w końcu wpada w depresję, nie widząc sensu własnego życia. Wpływ na pojawienie się depresji może mieć także styl życia czy współczesna kultura.
Depresja jest pewnym zamknięciem się w sobie, izolacją, pogardą do życia. Człowiek żyje jakby dla siebie, w sobie i sobą. Nie ma w tym radości życia, tylko strach. Jak żyć, by cieszyć się życiem? W stanach ciężkich konieczna jest oczywiście interwencja psychiatry i pomoc farmakologiczna. Nasze rady tu nie odnoszą się do ciężkiej klinicznej depresji, ale do stanu zmęczenia, emocjonalnego zniechęcenia, które potocznie również określa się mianem depresji i które często nas dotykają. Pojęcie depresji bywa dziś niestety nadużywane.
Jak żyć, by poczuć smak życia? Pan Jezus bardzo wyraźnie mówi, co robić. Trzeba zaprzeć się samego siebie i ofiarować się drugiemu (por. Łk 9, 23), rezygnując równocześnie z chciwości na władzę, przyjemności, szczęście. Leszek Kołakowski powiedział kiedyś, że życie może być piękne, jeśli człowiek zrezygnuje z nerwowego szukania swojego szczęścia. Czyż jednak wcześniej tego samego, innymi słowami, nie powiedział Jezus w swojej nauce o rezygnacji z siebie?
Tak naprawdę człowiekowi szkodzi uparte trzymanie się siebie, swojej wizji szczęścia, przyjemności, wymyślonego przez siebie celu życia, władzy nad innymi. O tej ostatniej można by wiele mówić, bo to prawdziwa trucizna. Kto się podda żądzy władzy, niszczy siebie i innych. Podkreślali to wielokrotnie między innymi ci (by powołać się na doświadczenie najtrudniejszych sytuacji), którzy przeszli przez rzeczywistość więzień, łagrów czy obozów koncentracyjnych, gdzie grupa ludzi miała nad więźniami władzę wręcz absolutną: Aleksander Sołżenicyn, Warłam Szałamow, Eugenia Ginzburg. Kto podda się żądzy władzy, jest stracony, chyba że się nawróci i uzna, że ma nad sobą władzę wyższą.
Jak czynniki duchowe czy moralne wpływają na zniechęcenie do życia, może tak naprawdę ocenić każdy sam w swoim sumieniu. Tego nie oceni psycholog. Nawet ksiądz w konfesjonale nie może powiedzieć swojemu penitentowi: „Prowadzisz życie niemoralne i dlatego wpadłeś/wpadłaś w zniechęcenie i rozpacz”. Tak mówić nie wolno, ale nie wolno mówić także, że życie niemoralne nie wpływa na zniechęcenie. By jednak odkryć, w jakim stopniu wpływa, potrzebna jest łaska Ducha Świętego, poznanie swoich grzechów i ich skutków w naszym życiu. Trzeba światła z góry, by się przyznać do tego przed sobą.
Co jest przyczyną naszego zniechęcenia, braku radości i depresji, możemy ocenić tylko my sami przez wgląd w siebie i poznanie samego siebie. Często jednak brakuje nam potrzebnej do tego intuicji. Dlatego warto skonsultować się w kierownictwie duchowym czy w terapii. Cała trudność polega na tym, że w terapii psychologicznej czy w kierownictwie duchowym pokazujemy jedynie część siebie. Upraszczając, możemy powiedzieć, że idąc do terapeuty, pokazujemy tylko sferę emocjonalną, a idąc do księdza – grzechy. Emocje to nie wszystko. Grzechy to nie wszystko. Często brakuje nam całościowego wglądu w siebie. Tymczasem problem zniechęcenia do życia należy ujmować integralnie i brać pod uwagę wszystkie elementy.
Ludzi chorych na depresję nie wolno oskarżać, że sami są temu winni. Nie wolno też samemu robić sobie tak drastycznego rachunku sumienia: „To moja wina”. Takie podejście w niczym nie pomaga. Rachunek sumienia warto natomiast robić, kiedy czujemy się lepiej. O niebezpieczeństwie depresji trzeba mówić ludziom zdrowym, w pełni sił, u których nie widać przejawów depresji, a którzy lekceważąc pewne fundamentalne zasady życia, „pracują” na swoją depresję. Jeśli ktoś żyje przeciw własnemu sumieniu, krzywdzi ludzi, porzuca żonę/męża, odchodzi od dzieci, łamie swoje zasady, co ma mu dawać radość życia?
Człowiek żyje miłością. To ona daje mu radość. Kiedy czuje się kochany, widzi sens życia. Kiedy sam kocha, doświadcza radości i piękna życia. Także mały człowiek – dziecko, które nie jest kochane, staje się smutne, przygnębione, nie cieszy go perspektywa życia, które ma przed sobą. Jezus powiedział, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20, 35).
Jak radzić sobie z mężem, który jest uparty i wszechwiedzący, by nie doprowadzać do kłótni, kryzysu i małżeńskiego wypalenia?
Po stylu pisma widać, że pytanie to zadała osoba starsza, zapewne mająca duże doświadczenie. Proszę z niego skorzystać. Często szukamy pomocy innych, na przykład psychologów, lekceważąc własne doświadczenie. Trzeba zasięgnąć rady u samego siebie, w swojej historii życia. Historia przecież jest najlepszą nauczycielką i mistrzynią życia, także naszego. W niej człowiek ma wszystko zapisane, ale u psychologa szuka odpowiedzi na pytanie o to, jak żyć. Mądry psycholog pomoże nam w analizie historii naszego życia. Zachęci, byśmy posłuchali swojego serca, rozumu, duszy, w których zawarta jest mądrość życiowa, i z niej wyciągnęli naukę dla siebie.
W życiu trzeba też czasami się pokłócić. Kłótnie są czymś normalnym i oczywistym, bywają nawet kłótnie piękne. Św. Paweł mówi: „Kłóćcie się…”. To brzmi niemal jak nakaz. Apostoł Narodów dodaje jednak od razu: a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce (por. Ef 4, 26). Kłóćcie się, ale się nie upokarzajcie. Kłóćcie się, ale szanujcie się wzajemnie. Kłóćcie się, ale jednocześnie się kochajcie.
Dlatego powinniśmy pytać nie: „Jak radzić sobie z mężem?”, ale: „Jak radzić sobie ze sobą?”. Jeśli przez dwadzieścia, trzydzieści lat małżeństwa nie udało się zmienić męża, to lepiej już tę „ciężką pracę” zarzucić i pozwolić, by mąż był uparty. Uszanować jego dumę. Może w ten sposób zaznacza swoje pragnienie wolności? Bóg jeden wie, co się nieraz kryje za jego dumą. Dla bardzo wielu mężczyzn poczucie wolności jest rzeczą świętą, której bronią z całych sił. Rozmawiałem kiedyś z dobrze zarabiającym mężczyzną. Mimo wysokiej pensji, brał dużo zleceń dodatkowych. Zapytałem, po co to robi, skoro ma dość pieniędzy. Odpowiedział, że o tych dodatkowych nie wie żona. Znalazł sobie mały „ogródek wolności” w wielkim folwarku kontrolowanym przez żonę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.