O wypaleniu

Życie Duchowe Lato/2014 Życie Duchowe Lato/2014

Każdy kryzys można potraktować jednak jako punkt wyjścia do budowania życia „od nowa”. Utrata pracy, zmiana miejsca zamieszkania, doznana krzywda, zdrada współmałżonka to oczywiście bardzo kryzysowe sytuacje, ale także one mogą stać się nowym początkiem. Warto na każdy kryzys patrzeć od strony pozytywnej, traktować go jako daną od Boga szansę. W życiu wszystko może być pożyteczne.

 

Kobiety mają swoje sposoby radzenia sobie z mężczyznami, proszę więc sięgnąć do tego arsenału. Najważniejsze jednak, by w tym wszystkim swojemu wszystkowiedzącemu „uparciuchowi” okazywać życzliwość, szacunek i miłość. Kochać go takim, jaki jest. Gdyby był „świętym” mężem, miłość do niego byłaby łatwa, nic by nie kosztowała. Kochać uparciucha – to jest już bardziej wymagające.

Mam dwoje małych dzieci. Uważam, że jako matka jestem dla nich najlepszą opiekunką. To jednak bardzo wyczerpujące, czasochłonne i wypalające. Czy powinnam prosić o pomoc nianię lub babcię, czy raczej starć się radzić sobie sama? Tak robiłam do tej pory.

„Czy powinnam prosić o pomoc nianię lub babcię?” Dlaczego nie zwrócić się z tą prośbą także do męża? Tu według mnie jest problem. Matka chce prosić o pomoc wszystkich, tylko nie ojca dzieci. Rada, może wymagająca i trudna dla kobiety, brzmi: Proszę tak wychować sobie męża, by pomagał i angażował się w wychowanie dzieci. Oczywiście można zwracać się o pomoc do innych osób: niani, babci, cioci. Jednak dla dobra dzieci w ich wychowaniu powinien pomagać przede wszystkim ojciec. Trzeba włączać męża w sprawy rodziny i domu. W jaki sposób? To dylematy życiowe, przed jakimi stajemy. Tu nie może wiele podpowiedzieć człowiek, który nie zna dokładnie sytuacji rodzinnej, charakterów i doświadczeń małżonków. Tak naprawdę każde wyjście z sytuacji można zracjonalizować, elokwentnie uzasadnić, znaleźć argumenty przemawiające za zatrudnieniem niani albo za poproszeniem o pomoc babcię.

Trzeba przede wszystkim osobiście rozeznać całą sytuację. Co sprawia, że opieka nad dwójką dzieci tak męczy? Bywają rodziny wielodzietne i matki nie są aż tak bardzo zmęczone. Nieraz wyczerpuje styl życia, nieustanne przejmowanie się, ciągły lęk. Wówczas podejmowany wysiłek nie przynosi większych pozytywnych skutków: ani dla matki, ani tym bardziej dla dzieci. Czasem męczące bywają rzeczy drugorzędne i zbędne, nad którymi niepotrzebnie się zatrzymujemy.

Warto o tym, co nas męczy, porozmawiać z jakimś dobrym doradcą rodzinnym, terapeutą, a może po prostu z mężem – żoną. Poszukajmy kogoś, kto mógłby nam podpowiedzieć, co robić, jak wychowywać dzieci, jak rozeznawać dziecięce zachcianki. Nie jest przecież tak, że musimy spełniać wszystkie kaprysy swoich pociech, ale też nieludzkie byłoby ucinać sucho wszystkie „kapryśne” prośby dziecka. Dziecko to dziecko i ma swoje prawa.

W pytaniu jest też mowa o braku czasu. Warto zastanowić się, dlaczego nam go brakuje. Owszem, kiedy dzieci są małe, wymagają czasu i uwagi. Jeśli jednak mają osiemnaście lat, rodzice nie muszą się już tak męczyć. Mogą się trochę pomęczyć także same dzieci.

Zauważam, że problem wypalenia, przynajmniej w moim środowisku, częściej dotyka osób samotnych. Większość z nas nie ma własnego życia, bo całkowicie wypełnia je praca, dziesięcio- czy nawet dwunastogodzinna. W ten sposób zamyka się pewne koło. Od czego zacząć przebudowę obecnego schematu? Czy problem tkwi w organizacji, w braku asertywności, w manipulacji otoczenia?

Sytuacja opisana w tym pytaniu jest bardzo prawdziwa i nierzadko się zdarza. To pytanie nie jest tu wyjątkowe. W kierownictwie duchowym osoby samotne często jako najważniejsze wyznają swoje problemy w pracy, z szefem, w relacjach zawodowych, dotyczące pominięcia przy awansie. Kobiety czy mężczyźni mający rodzinę, dzieci, zmagający się z problemami małżeńskimi i wychowawczymi, rzadko albo prawie wcale nie rozmawiają w kierownictwie duchowym na tematy zawodowe. Zwykle mówią o problemach z mężem – żoną, z dziećmi, o modlitwie, o życiu duchowym, o kwestiach moralnych. Ich praca zawodowa w dialogu kierownictwa jest w tle, nawet jeżeli mają trudności, to wiedzą, że wobec problemów rodzinnych, duchowych i moralnych są one raczej drugorzędne.

Osoby samotne, które długo nie mogą zdecydować się na wybór stanu życia i nie chcą się przyznać, że mają poważny problem, mówią nieraz bardzo dużo o pracy. Wydaje się jednak, że może to być tak naprawdę problem zastępczy. Dłuższa rozmowa kierownictwa duchowego pokazuje nieraz, że ich prawdziwym problemem jest samotność oraz brak perspektywy małżeńskiej i rodzinnej na przyszłość. Bywa, że osoby te w pracy szukają tego, co tak naprawdę mogą otrzymać tylko w intymnych relacjach narzeczeńskich, małżeńskich i rodzinnych. To niekiedy klasyczne przenoszenie osobistych problemów na płaszczyznę społeczną i zawodową. Taką sytuację należy jednak traktować ze zrozumieniem, ponieważ pytania dotyczące kwestii rodzinnych i małżeńskich są nieraz zbyt bolesne.

Kiedy przychodzi na rozmowę kobieta czy mężczyzna po trzydziestce i zaczyna mówić z ogromnym zaangażowaniem emocjonalnym o pracy, o konfliktach z szefem i współpracownikami, to nierzadko okazuje się, że osoba ta nie ma rodziny, a w dodatku pada też powierzchowne stwierdzenie, że nie jest to problem. To jednak nieprawda, bo przecież niedobrze jest żyć człowiekowi samemu (por. Rdz 2, 18). Bywa niestety, że to problem wstydliwy, ukrywany, zamaskowany, a zwrócenie na to uwagi może być bardzo źle przyjęte przez daną osobę. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet.

Natomiast osoby, którym tak się życie ułożyło, że żyją samotnie, a jednocześnie akceptują tę sytuację i mają do niej dystans, nie traktują pracy i problemów z nią związanych jako istotnych dla życia osobistego.

Osoby samotne muszą zrobić coś dobrego ze swoją samotnością. Mają one przed sobą bardzo ważne i trudne pytania: Komu oddać swoje życie? Komu się poświęcić? Dla kogo żyć? Komu zostawić dorobek i mądrość swojego życia? W kim szukać oparcia i pomocy w chwilach choroby czy innych trudności? Fałszywe udawanie, że życie w samotności wymuszonej przez trudne okoliczności nie jest żadnym problemem, bywa swoistym złudzeniem i sprawy nie rozwiązuje. W każdej kobiecie, w każdym mężczyźnie tkwi przecież głębokie pragnienie intymnej relacji, rodzicielstwa.

Co dana osoba ma zrobić ze swoją samotnością? Tu nie ma prostych rozwiązań. Nikt z zewnątrz nie może mechanicznie udzielić na to pytanie odpowiedzi. Każda osoba samotna musi je rozwiązać osobiście, indywidualnie, odwołując się do własnego serca, rozumu, doświadczania życiowego, a nade wszystko do swojej relacji z Bogiem.

Nawiązując do zadanego pytania, najprawdopodobniej przedstawione trudności w pracy to nie kwestia złej organizacji, braku asertywności czy manipulacji przez otoczenie. Tak naprawdę to problem głęboko duchowy, ale trudno tu o proste odpowiedzi typu: „Proszę się więcej modlić”. To powinni czynić wszyscy. Ogromną pomocą mogą okazać się dłuższe rekolekcje dotyczące wyboru stanu życia, regularnie prowadzone życie duchowe, kierownictwo duchowe, w trudniejszych sytuacjach terapia psychologiczna, a nade wszystko wytrwała modlitwa o światło Ducha Świętego, by móc w swojej sytuacji – takiej jaką ona jest, pełnić to, czego Bóg od nas pragnie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...