Najtrudniej było przekonać formatorów i przełożonych do tego, że pomocy potrzebują nie tylko osoby chore, ale także zdrowe, gdyż są nie do końca dojrzałe nie tylko w wymiarze duchowym, ale także ludzkim.
Kolokwia wzrostu – konkretna pomoc
Trudno jest pracować nad czymś, czego nie znamy i nie widzimy. Trudno jest zrozumieć i zmienić coś, czego nie jesteśmy świadomi. Łaska Boża nie uczyni za nas tego, co możemy sami lub przy pomocy innych uczynić. Jezus nie wejdzie tam, gdzie Go nie wprowadzimy lub nie zaprosimy. Nie zaprosimy Go tam, gdzie sami nie jesteśmy obecni. Nie otworzymy się przed Nim w pełni, jeśli nie będziemy zdolni uczynić tego wobec osoby, która nam towarzyszy w drodze do Jezusa.
Nie każde poznanie prowadzi do pogłębionej pracy nad sobą, do otwarcia się na Jezusa i zjednoczenie z Nim. Poznanie połączone z trudem i bólem walki o to, by stawać się wolnym, bardziej kosztuje, ale też bardziej nas zmienia i motywuje, by trwać i nie zniechęcać się porażkami. Ono daje radość z bycia wolnym, Jezusowym i ze zmian, które w człowieku się dokonują. Poznanie omodlone, złożone w Eucharystii i sakramencie pokuty daje nie tylko dojrzałość w wymiarze ludzkim, ale czyni podobnym do Jezusa. Łaska i natura, zaufanie Jezusowi i ludzki trud łączą się ze sobą i czynią człowieka bardziej wolnym dla Niego i do Niego podobnym.
Kolokwia wzrostu są odpowiedzią na potrzebę głębszego poznania siebie nie tylko w wymiarze ludzkim, ale także duchowym. Dają przez to możliwość pogłębienia własnego nawrócenia i zjednoczenia z Jezusem. Jest to ścielenie łóżka niepościelonej przeszłości i pamięci poprzez poznanie tego, o czym nie wiem, czego nie znam, nie rozumiem i nie jestem świadomy. Jest to też konfrontowanie się z tym, czego pragnę i ku czemu zaprasza mnie Jezus. Poznaję prawdę o sobie, która czyni mnie wolnym, by móc żyć tak, jak pragnie tego ode mnie Jezus. Kolokwia te są nie tylko pomocą w poznawaniu siebie, ale także podstawą pogłębionej, dalszej pracy nad sobą.
Po latach pracy formacyjnej, pomagając ludziom rosnąć nie tylko w samym wymiarze ludzkim lub w samym tylko wymiarze duchowym, coraz bardziej przyznaję rację o. Luigiemu Rulli SJ, który podkreślał, że przemiana powinna dotyczyć zarówno procesu, jak i treści. Chodzi nie tylko o to, co i jak ktoś powinien zmienić, ale, co dużo ważniejsze, dlaczego, a więc dla jakich racji ma to czynić. Im motywacje zmiany są głębsze, bardziej osadzone w Ewangelii, tym zmiana jest bardziej dogłębna, prawdziwa i ewangeliczna. Zmiana procesu bez treści skutkuje różnymi szkodami. Najczęściej prowadzi do błędnego rozumienia i interpretowania takich podstawowych wartości, jak miłość, wolność, przebaczenie, pokora, posłuszeństwo, asertywność itd. Z perspektywy formacji kapłańskiej trzeba przyznać, że często prowadzi również do stawania się dojrzałym w wymiarze ludzkim i tylko ludzkim, ale niekoniecznie duchowym i ewangelicznym.
Ustawienie pracy nad sobą z określeniem jej celów i motywacji będzie właściwym połączeniem ludzkiego wysiłku, pracy nad sobą ze współpracą z łaską. Rodzi się ono z pragnienia zjednoczenia z Chrystusem. Ludzka odpowiedź musi odnaleźć źródło w Jego łasce, która czyni nas wolnymi i dojrzałymi w duchu Ewangelii, a nie według ludzkich ocen i porównań. Praca nad sobą jest wówczas codziennym życiem w świadomości siebie „tu i teraz”, w poszukiwaniu pragnień Jezusa i realizowaniu ich. Powraca tutaj pytanie: Co uczyniłby Jezus na moim miejscu? Jest to zatem porządkowanie nie tylko działań, ale także motywacji i pragnień. Najlepszą ich kontynuacją może być rachunek sumienia przeżywany w duchu codziennego świadomego rozeznawania i porządkowania nie tylko zachowań, postaw, ale także motywacji własnych potrzeb, pragnień, decyzji i działań. Jeśli dzieje się inaczej, to ktoś zmienia się dla siebie samego, a nie dla wartości. Zatrzymuje się na samym poznaniu, zrozumieniu tego, co w nim jest przeszkodą, nieuporządkowaniem. Celem staje się samozadowolenie. Wówczas w centrum staje ludzkie ego, pycha, a nie Bóg, prawdziwa wolność, miłość i hojność. Ważne znowu staje się to, co dla mnie jest lepsze, co mi odpowiada, a nie to, co ma wartość w sobie. Chrystus przegrywa wtedy z moim ja i tym, co jest moje i ważne dla mnie. Gorzej wtedy się dzieje się z człowiekiem, bo znów kładzie się w niepościelonym łóżku swojej nieświadomej przeszłości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.