Przed laty znalazłem się w sytuacji nie do pozazdroszczenia – opowiada pan Lech. – Musiałem moją cudowną mamę umieścić w domu ze stałą opieką medyczną. Trudna sprawa. Zwiedziłem wtedy z rosnącym przerażeniem tuziny takich placówek. Nie znalazłem ani jednej odpowiedniej. Niedziela, 27 stycznia 2008
To jest trochę tak: jeżeli kochałeś ludzi, to ta miłość wraca. Czasem nie tak, jak oczekujemy, ale wraca. Jeżeli byłeś oschły, wymagający, surowy – zbierasz, co zasiałeś. Do niektórych podopiecznych dzieci, wnuki przyjeżdżają regularnie. Zdarza się, że wynajmują latem pokój w domu, żeby trochę pobyć razem z mamą. Ale bywa i tak, że latami nikt się nie pojawia. Ostatnio przyjechał z wizytą syn jednego z podopiecznych. Z Krakowa się tłukł, a wizyta trwała raptem 5 minut – ojciec wyrzucił syna za drzwi. Nie było sposobu, by namówić go na rozmowę. Syna nie przekonał też argument, że ojciec cierpi na Alzheimera. Bywa, że górę biorą jakieś stare zaszłości, gniewy, złości sprzed iluś tam lat. – Przyjeżdża córka i od progu narzeka, pozuje na opiekuńczą córeczkę – mówi prezes. – A ja pamiętam, z jakiego brudu, zimna i opuszczenia zabierałem jej matkę. Bywa więc i tak, że dzieci leczą u nas kompleksy, wyrzuty sumienia…
Chociaż… nie ma reguł. Czasem matka czwórkę dzieci wychowała, wykształciła, wnuki wybawiła, a jak przestała gotować, prać, chodzić na zakupy, jak jej nogi i ręce odmówiły posłuszeństwa, szybko oddaje się ją do domu seniora. Takie dzieci nie przychodzą, nawet na święta nie zabierają…
– Mamy też romantyczne historie. U nas poznali się, pokochali i pobrali – pan Teofil i pani Wandzia, która mieszka tutaj ze swoim synem, 40-latkiem z lekkim stopniem upośledzenia. Był ślub kościelny i weselisko, na którym bawił się cały dom… Jak powiedział ktoś z naszych przyjaciół: Starość to nie koniec świata…
Najgorsza sprawa to brak funduszy na to, co Stowarzyszenie musi zrobić. Bo – jak mawia prezes Matysiak – inaczej urzędnicy zamkną nam chałupę w majestacie prawa i nikogo nie zainteresuje los 40 starszych ludzi. No, może odeślą ich do noclegowni dla bezdomnych, gdzie mają sale po 20, 30 łóżek.
Najnowszym zaleceniem władz jest winda. Dom w Drużykowej ma jedno piętro, ale przepisy są nieubłagane. Winda za 300 tys. zł. musi stanąć. W placówce państwowej za inwestycje płaci państwo. Dla domów prywatnych nie stosuje się żadnych ulg. Ich jedyny dochód to wpłaty pensjonariuszy.
– Łobuzerstwo organów państwa czy samorządu wobec organizacji takiej jak nasza polega na tym, że my na wykonywane przez nas usługi mamy zerowy VAT. Możemy jedynie zabiegać o ten legendarny 1 proc. z podatku… W ubiegłym roku dostaliśmy w ten sposób całe 1600 złotych. To jest jedyny akt łaski ze strony państwa. Nawet podatek gruntowy płacimy jak fabryka – parę tysięcy rocznie, mimo że stworzyliśmy na tym terenie 20 miejsc pracy. Do pogrzebów także dopłacamy, bo ZUS traktuje nas jak naciągaczy, np. ostatnio uznano za rozrzutność rachunek za nagrobek na pośmiertną urnę dla naszego pensjonariusza – raptem kawałek kamienia…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.