Twórczość Adama Nowaka i jego zespołu wielokrotnie próbowano zaszufladkować. I najczęściej to się nie udawało. Sam Nowak też lubi się wymykać szufladom i recenzjom. Twierdzi, że on i „Raz, Dwa, Trzy” grają i śpiewają… piosenki Niedziela, 29 marca 2009
Dla Adama Nowaka i jego kolegów z zespołu „Raz, Dwa, Trzy” ubiegły rok był pracowity i owocny. Zespół dostał dwa muzyczne Fryderyki i choć koncert gonił koncert, po kilku latach przerwy przygotował nową autorską płytę.
Płyta, która ma się wkrótce pojawić, będzie szczególnie ważna. – Po nagraniach piosenek Osieckiej i Młynarskiego mówiono, że jesteśmy specjalistami od cudzych utworów. A my pracujemy także nad własnymi – mówi Adam Nowak.
Sporo swoich pomysłów – jak podkreśla lider „Raz, Dwa, Trzy”– odsunęli w czasie. – Nie chcemy seryjnie produkować płyt. Piosenki powinny powstawać z potrzeby serca – tłumaczy.
Na poprzedni autorski krążek „Trudno nie wierzyć w nic” też trzeba było długo czekać, ale warto było. Zawierał – mógł pisać potem jeden z recenzentów – „wszystko to, co w «Raz, Dwa, Trzy» lubimy najbardziej”.
Rodzinne hobby
Muzykowanie zawsze było rodzinnym hobby Nowaków. Byli bardzo muzykalni: mama grała na fortepianie (przestała po urodzeniu pierwszego dziecka), grał i śpiewał tata – z zawodu biochemik, świetnym skrzypkiem był jego dziadek. Adam nauczył się grać, podpatrując kiedyś siostrę i brata, potem grając razem z nimi dla przyjaciół.
Droga Adama Nowaka do kariery muzyka, do „Raz, Dwa, Trzy” i na listy płytowych bestsellerów była jednak długa i kręta. „Potrafiłbyś się przestawić na coś innego niż poezja, muzyka i występy?” – zapytał kiedyś dziennikarz Adama. – Chyba tak. Robiłem przecież już wiele rzeczy: byłem garderobianym, kelnerem, roznosiłem mleko i kopałem rowy – odpowiedział.
Najpierw był „gastronomik”, w rodzinnym Poznaniu, w którym uczył się zawodu kelnera. Z przekory wobec rodziców, którzy posłali go do liceum, a jemu tam bardzo się nie podobało. – Zawodówkę wymyśliłem, bo liczyłem, że da mi samodzielność, na której mi zależało – opowiadał po latach. Nawet się nie obejrzał – twierdzi – jak został kelnerem-czeladnikiem i zaczął pracować w hotelu „Poznań”.
Maturę zrobił jako dwudziestokilkulatek, co było spowodowane – twierdzi – przeciąganiem wszystkiego, byle uciec przed ludowym wojskiem. Próbował dostać się na studia aktorskie we Wrocławiu, ale bez skutku. Studiował za to pedagogikę kulturalno-oświatową w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. Związał się tam wtedy z kabaretami – był aktorem kabaretów „Drugi Garnitur” i „Grupy Działań Odurzających – Kibuc”, współpracował z popularnym kabaretem „Potem”. Grał w skeczach i śpiewał. I poznał ludzi, z którymi do dziś gra w „Raz, Dwa, Trzy”.
Kabaret z czasem przestał go bawić. – Wiedziałem, że nie potrwa to długo. To była za wąska i jednostronna formuła, a na dodatek przestało mnie to śmieszyć – opowiada. Po odejściu z kabaretu zaczął grać na gitarze i pisać piosenki. Wkrótce, razem z kolegami ze studiów, założyli zespół. Zaczęły się koncerty, nie było czasu na dalsze studiowanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.