Komunistyczne państwo nie zapewnia obywatelowi niczego – ani opieki zdrowotnej, ani renty, ani emerytury. Tylko niektóre firmy – zarówno zagraniczne, jak i państwowe – dają pracownikom zasiłek rodzinny lub jakiś rodzaj emerytury. Jednym słowem – Chińczycy muszą sami myśleć o sobie. Niedziela, 7 czerwca 2009
W Liście do biskupów, kapłanów, osób konsekrowanych i wiernych świeckich Kościoła katolickiego w Chińskiej Republice Ludowej (z 27 maja 2007 r.) Ojciec Święty Benedykt XVI pisze: „24 maja, który jest liturgicznym wspomnieniem Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych, czczonej z tak wielką pobożnością w maryjnym sanktuarium w Szeszan w Szanghaju, w przyszłości mógłby stać się dla katolików całego świata okazją, by zjednoczyć się w modlitwie z Kościołem, który jest w Chinach”.
Dzień Modlitw za Kościół w Chinach, obchodzony w tym roku po raz drugi, jest okazją do pogłębienia naszej wiedzy o Kościele chińskim oraz o sytuacji tego wielkiego i najludniejszego kraju świata. Wiele informacji na ten temat przekazał „Niedzieli” ks. Bernardo Cervellera z Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych, dyrektor Agencji Asianews, dawny misjonarz w Chinach, wybitny znawca sytuacji Kościoła w Państwie Środka, z którym rozmawiałem 24 maja 2009 r.
(W. R.)
Włodzimierz Rędzioch: – Spotkaliśmy się ostatnio przed olimpiadą w Pekinie. Dyskutowano wówczas, czy nie należałoby jej zbojkotować – wielu ludzi było przekonanych, że uczestnictwo w tej „chińskiej” olimpiadzie byłoby w pewnym sensie poparciem udzielonym komunistycznemu reżymowi i uznaniem mocarstwowej roli tego niedemokratycznego państwa. Był Ksiądz wówczas przeciwny bojkotowi, uważając, iż ta wielka impreza sportowa może przyczynić się do otwarcia Chin na świat i do ich demokratyzacji. Co dzisiaj, z perspektywy roku, możemy powiedzieć o wpływie olimpiady na sytuację w Chinach?
Ks. Bernardo Cervellera: – Wszyscy mieliśmy nadzieję, że olimpiada stanie się okazją do budowania mostów przyjaźni z narodem chińskim. Okazało się jednak, że był to okres wzmożonej kontroli społeczeństwa przez reżym – w Pekinie radzono mieszkańcom, by pozostawali w domach i nie mieli kontaktów z cudzoziemcami.
Władze obiecywały, że nie będą utrudniać pracy dziennikarzom, w praktyce ograniczano ich działalność. Prawdziwą wolnością można było się cieszyć jedynie w wiosce olimpijskiej. Jednym słowem, światu pokazywano fasadę wolności i piękna, a równocześnie ściśle kontrolowano społeczeństwo. Dam choćby jeden przykład: władze przygotowały trzy parki, w których Chińczycy mogli manifestować, ale nikomu nie dano pozwolenia na urządzenie manifestacji, chociaż było aż 86 podań.
Uważam, że władzom nie udało się wykorzystać olimpiady jako narzędzia propagandy, gdyż odkryto różnorodne oszustwa organizatorów. Wystarczy przypomnieć choćby niektóre fakty: głos dziewczynki śpiewającej na otwarcie igrzysk odtwarzany był z playbacku; Chińczycy przebrani w regionalne stroje udawali przedstawicieli różnorodnych mniejszości narodowych.
Olimpiada stała się także fiaskiem finansowym: władze spodziewały się ponad 2,5 mln gości – przyjechało jedynie około pół miliona. Do Chin przyjeżdża mniej turystów, gdyż ludzie nie chcą odwiedzać kraju, który ma złą reputację: prześladuje Tybetańczyków i inne mniejszości, stosuje powszechnie karę śmierci, ma bardzo zanieczyszczone środowisko naturalne.
– Czy można powiedzieć, że igrzyska w Pekinie stały się także fiaskiem dla Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl)?
– Olimpiada w Pekinie skompromitowała MKOl. Komitet Olimpijski przyznał Chinom organizację igrzysk, twierdząc, że przyczyni się to do przestrzegania praw człowieka. W końcu jednak szefowie MKOl stwiedzili, że nie są organizacją pozarządową, która ma zajmować się prawami człowieka; interesuje ich tylko sport. Jednym słowem – Komitet Olimpijski przymknął oczy na problem praw człowieka. W zamian zarobił bardzo dużo, o wiele więcej niż na poprzedniej olimpiadzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.