Nazywane niekiedy lekceważąco wakacyjnym kościołem, dla setek tysięcy osób stały się miejscem nawrócenia, choć ich uczestnicy często byli ścigani przez peerelowską Służbę Bezpieczeństwa, a ich twórca najprawdopodobniej został zamordowany przez SB. Niedziela, 2 sierpnia 2009
Na organizowane przez lata spotkania oazowe w Krościenku czy w innych miejscowościach komuniści nie dawali zezwolenia. Bywało, że tzw. nieznani sprawcy napadali na oazy. Służba Bezpieczeństwa straszyła gospodarzy, u których zatrzymywali się oazowicze, utratą pracy czy też latami więzienia. Notorycznie ks. Blachnickiemu nie zezwalano na kupno węgla do opalania budynków w Krościenku.
Wreszcie wymyślił akcję wysyłania do Krościenka węgla w kilkukilogramowych przesyłkach. Wierni tak ochoczo odpowiedzieli na ten apel, że wkrótce praca poczty w wielu miejscach kraju została unieruchomiona. To zniechęciło władze komunistyczne do tego typu szykan. – Wielokrotnie podczas adoracji w kościele u św. Anny przychodzili tajniacy. Funkcjonariusze SB albo tajni współpracownicy – wspomina Maria. – Niemal bezbłędnie wychwytywaliśmy ich. Kiedyś siedzieliśmy w kręgach i usadowiło się ich dwóch.
Jeden tak się wiercił, że zaczęły mu wychodzić z kieszeni aparaty podsłuchowe. Nie wytrzymałam i mówię: „Przepraszam, ale wszystkie pomoce naukowe panu wypadną…”. Bardzo się speszył. Szybko wyszedł. Innym razem mieliśmy skupienie w domu Instytutu Prymasowskiego. Jeden z chłopaków wyszedł wcześniej niż inni. A mnie jakoś instynkt podpowiadał, by za nim pójść. Okazało się, że robił zdjęcia wewnątrz budynku. Wiedzieliśmy też, że robili zdjęcia uczestnikom naszych spotkań. Zdarzały się także osoby, które bez przerwy przerywały nasze spotkania. Próbowały je rozbić. Zadawano np. pytania, ale zupełnie nie na temat.
Mimo tych wszystkich utrudnień i szykan popularność Ruchu w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zaczęła wzrastać tak szybko, że zahamowanie całego procesu stało się dla komunistów niemożliwe. Na jednorazowym turnusie w Polsce bywało nawet ponad osiemdziesiąt tysięcy osób. W latach stanu wojennego Ruch w sposób naturalny stał się też swego rodzaju antykomunistyczną krucjatą. – Dzięki formacjom na oazach – jak podkreślają ich uczestnicy – stawaliśmy się silni Bogiem. A komuniści stawali się bezsilni.
To, co się działo w Polsce, powoli promieniowało też na inne kraje tzw. socjalistyczne, zniewolone przez Sowietów. Szczególnie dotyczyło to Czechosłowacji, w której funkcjonował podziemny Kościół. – Na dwutygodniowe oazy jeździliśmy do Murzasichla i Czarnej Góry – opowiada ks. Rzepecki. – Uczestniczyli w nich zarówno Czesi, jak i Słowacy, na ogół od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Kiedy wracali do siebie, byli niezwykle szczegółowo kontrolowani przez służby celne, nie mogli przewieźć Biblii czy tekstów formacyjnych.
Ale przechytrzyliśmy ich służby. Każdy z Czechosłowaków uczył się na pamięć po kilka stron jakiejś książki religijnej. I w ten sposób cała grupa „przemycała”, strona po stronie, materiał formacyjny Ruchu. Takiej „księgi” nie można było skonfiskować. Następna grupa przemycała kolejną książkę itd. Tłumaczyli je później na swoje języki i nauka Kościoła promieniowała. Pokonywała granice i systemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.