Zapis dyskusji panelowej, która odbyła się 10 X 2006 r. w Warszawie. Sesję z okazji VI Dnia Papieskiego zorganizował „Przegląd Powszechny” i Klub Inteligencji Katolickiej. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie autoryzował swoich wypowiedzi ze względu na zakaz publicznych wypowiedzi z dn. 17 X 2006. Przegląd Powszechny, 1/2007
Jeśli chodzi o sprawę przenoszenia człowieka, ja byłem trzy razy przenoszony przez SB z miasta do miasta. Początkowo burzyłem się, że zgadza się na to mój prowincjał, ale potem zrozumiałem, że ja wcale nie muszę być w takim miejscu, gdzie ktoś inny będzie za mnie pracował. Prowincjał ma prawo mnie przenieść, gdyż on w sumieniu podejmuje tę decyzję, a czy ona jest dobra, to już nie moja sprawa. Ja idę tam, gdzie mi każą iść; wydaje mi się, że jest to rozwiązanie stosowane w bardzo wielu sprawach, dlatego tutaj najpierw bym zbadał, dlaczego ten ksiądz został przeniesiony, bo tego w sumie nie wiadomo. Natomiast powinno się doprowadzić do pokuty publicznej, jeżeli ktoś dokonał publicznych aktów nieprawości. W innym przypadku to nie jest sprawa Kościoła, in foro interno te sprawy rozwiązuje, i tak to powinno być. Jeśli ktoś się wzdraga przed rozwiązaniem sprawy wobec prowincjała czy ordynariusza, to oczywiście ordynariusz może podjąć decyzję, tutaj jego racja powinna przeważyć. Podkreśliłbym to, że u nas nie ma życiorysów przezroczystych, dla Boga staramy się być takimi i Pan Bóg osądza nas, jako grzesznych. Tak często używa się słowa „Kościół” w sensie „księża” – przypominam, że my wszyscy jesteśmy Kościołem. Wszyscy za to odpowiadamy i to jest nasza sprawa, tak jak fakt, że Państwo dzisiaj tu przyszli, świadczy o tym, że to jest nasza sprawa i nas to boli. Jeszcze jedno: pan Antoni Dudek w rozmowie „W drodze” kilkakrotnie podkreślał, że opracowywanie wszystkich tajnych współpracowników jest czasem bardzo, bardzo trudne. Wiadomo nie ma wszystkich dokumentów, dlatego powinno się ograniczyć w ich rozpoznawaniu.
Rozmawiamy stale już dość długo o lustracji księży. Nic nie mówimy o tych, którzy są odpowiedzialni za stworzenie w PRL-u systemu donoszenia, czyli niszczenia ludzi. Nie stawia się ich przed sądem, chociaż są najbardziej winni. To są dziesiątki tysięcy ludzi ze Służby Bezpieczeństwa czy Milicji Obywatelskiej. To oni są za ten stan odpowiedzialni. Oni dalej żyją, mają niezłe posadki, dobrze się mają. Na pewno rechoczą z radości, że aparat sprawiedliwości III RP nic nie robi, by ich z tej nikczemnej i przestępczej działalności rozliczyć.
Piotr Cywiński: Może ktoś, kto mówił na początku, chciałby zabrać głos w sprawie tego, co powiedziano później?
Andrzej Friszke: Zgadzam się, że należy zmierzać ku prawdzie z pewną ostrożnością w ocenach, bo chorobą debaty publicznej jest gołosłowność oraz pewne rzucanie oskarżeń i podejrzeń. Rzucając na ludzi podejrzenia, konstruuje się hipotezy dotyczące organizacji czy osób, czyni się wielkie zło, kompromituje proces lustracji. Kościoła to jeszcze nie dotyczy, ale padają oskarżenia różnych ugrupowań, że wszystko było infiltrowane, kierowane, nie wiadomo, ilu było tych agentów. Najczęściej są to hipotezy, które nie mają żadnych uzasadnień w dokumentach, natomiast są rozgłaszane i powodują dużo zła, niszcząc to, z czego jako naród powinniśmy być dumni. W pisaniu o tych sprawach trzeba pewnej perspektywy szukania prawdy, w jej pewnej złożoności, unikania biało-czarnych ocen, chociaż niekiedy one się narzucają. Wiemy jednak, że w życiu są inne odcienie oprócz białości czy czerni. Postawy ludzkie, sytuacje były skomplikowane, interesujące są historie spraw a nie listy agentów. Ksiądz Zaleski również o tym mówił, że są rozmaite sytuacje, rozmaity stopień winy. Złączenie tych wszystkich ludzi w jedną grupę niczego nie tłumaczy, wręcz przeciwnie, stygmatyzuje negatywnie tych, których wina jest mniejsza, pozwala ukryć się w tłumie tym, których wina jest wielka.