Na tak luksusowy wybór papieża-Niemca, bezpośrednio po wielkim papieżu-Polaku mógł sobie pozwolić tylko Duch Święty. Nikt z Polaków by w tym kierunku nie szedł. Podobnie Niemcy! Widzę w tym znak, że Opatrzność czuwa nad Polakami i Niemcami. Przegląd Powszechny, 4/2007
– A jakim człowiekiem jest Joseph Ratzinger, którego zna Ksiądz Arcybiskup?
– Jest dla mnie człowiekiem szerokich horyzontów. Zawsze fascynowały mnie osoby wielkie, a jednocześnie bardzo otwarte i skromne. A on taki właśnie jest. Potrafi otworzyć się na drugiego człowieka. Wysłucha, skomentuje, podzieli się własną opinią, spróbuje z drugiego wyciągnąć to, co najlepsze, samą esencję. Jeśli z czymś się nie zgadza, otwarcie to powie, ale zawsze z niezwykłym taktem i delikatnością. To bardzo ciepły i wrażliwy człowiek. Wrażliwy nie tylko na słowa, idee, na prawdę i piękno, na muzykę – Benedykt jest melomanem, gra na fortepianie – ale wrażliwy przede wszystkim na drugiego człowieka. On zawsze stara się w ludziach szukać tego, co łączy, a nie dzieli, pragnie jedności mimo różnic.
– Ratzinger jest człowiekiem środka?
– Ależ tak, to bardzo słuszna opinia! Jest otwarty na wszystkie strony, by mieć integralne, uniwersalne spojrzenie na prawdę. Potem w tym integralnym spojrzeniu próbuje dojść do sedna sprawy, do istoty. Wierzy, że takowa istota jest we wszystkim, co istnieje, dlatego wierzy w możliwość harmonijnej egzystencji między ludźmi. I to jest jego pasja, z której wynika głęboka wiedza oraz mądrość życiowa, której nie spotkałem w takim wymiarze u nikogo innego, prócz Jana Pawła II.
– Co zatem papież, znając Polaków i nasz Kościół, myśli o nas? Polacy często patrzą na swoją wiarę jako na coś bardzo wyjątkowego. Czy na mapie Benedykta XVI jesteśmy jakimś szczególnym obszarem?
– To jest oczywiście inna sytuacja niż ta, która miała miejsce za Jana Pawła II, jednak Ratzinger zawsze bardzo szanował Kościół w Polsce. Darzy wielką sympatią pobożność ludową. Ilekroć do nas przyjeżdżał, bardzo to przeżywał i w pobożności ludowej dostrzegał życiodajne soki Kościoła. Później ten Kościół polski uosabiał mu Jan Paweł II, jego najbliższy przyjaciel. Bo łączyła ich autentyczna, obustronna przyjaźń. Jan Paweł II obdarzał kard. Ratzingera ogromnym zaufaniem. Uważał, że Kongregacja Nauki Wiary to ta Kongregacja, co do której może być absolutnie pewny, że nie będzie się tam działo nic antykościelnego, a jedynie twórczego, skierowanego opatrznościowo naprzód. Ratzinger, gdy skończył 70 lat, chciał odejść i prosił o to, jednak Ojciec Święty nie zgodził się, chciał, by pozostał na swoim stanowisku, dopóki trwa jego pontyfikat. On naprawdę go potrzebował.
– Wiele mówiło się o tym, że nasz Kościół, nasza hierarchia jest bardzo uzależniona od osoby Jana Pawła II. Czy po tych dwóch latach zauważa Ksiądz Arcybiskup zmiany? Jak wyglądają obecnie relacje między Benedyktem XVI a polskim episkopatem?
– To prawda, byliśmy i jesteśmy uzależnieni od Jana Pawła II. Ale ja bym tego nie postrzegał w kategoriach jakiegoś obciążenia. Od jego dziedzictwa nie możemy abstrahować. On wytyczył dalszy rozwój naszej eklezjalności, naszego sposobu bycia Kościołem. Ratzinger tutaj nic nie zmienia. Jest wiernym kontynuatorem dynamicznie pojętego dziedzictwa Jana Pawła II. I tak jak poprzednik, Ratzinger kładzie wielki nacisk na tradycję pojętą nie statycznie, ale dynamicznie. Tradycja nie jest pilnowaniem popiołów, ale dotarciem do pierwotnego żaru, samego źródła. To w polskim Kościele zawsze było obecne w postaci pobożności ludowej. Możemy się nią chlubić, jednak nie możemy zapominać, że musi ona mieć głębię, nie może być powierzchowna. Na ten refleksyjny element przeżywania naszej wiary Benedykt zwrócił uwagę w czasie swej podróży do Polski. Nie możemy od tego intelektualnego elementu wiary abstrahować. Może Benedykt będzie jeszcze bardziej nas zachęcał do pogłębienia intelektualnego i duchowego naszej naturalnej pobożności.