Eklezjologia dla radykalistów

Dokonując próby oceny osobistej refleksji Tomasza Terlikowskiego o Kościele, można zauważyć, iż w niektórych jej aspektach jest bardzo trafna, a w innych... trefna. Przegląd Powszechny, 11/2007




Otóż Terlikowski pisze, iż istotne jest jednak, aby pamiętać, że włączenie [do wspólnoty Nowego Izraela] dokonuje się w „wierze rodziców”, czy może jeszcze dokładniej – jest to włączenie w wiarę rodziców, a zatem jeśli jej nie ma, to nie może się ono dokonać. Stąd tak ostre zapisy kanoniczne (niestety często nieprzekładające się na praktykę życia) sprzeciwiające się chrztom dzieci osób, które nie praktykują swojej wiary albo swoim życiem świadomie i dobrowolnie wyrzekają się relacji z Chrystusem i Kościołem. Przykładem może być sytuacja pary, która z własnej woli nie chce zawrzeć małżeństwa kościelnego, a mimo to pragnie ochrzcić dziecko. W takiej sytuacji – w istocie – nie ma prawa do dokonania takiego aktu, rodzice z własnej woli bowiem wyrzekają się wiary i w związku z tym włączenie dziecka w ich wiarę staje się niemożliwe. Chrzest takiego dziecka byłby wówczas wyłącznie pustym gestem, włączeniem w empiryczną nicość (dom, który powinien stać się jego pierwszym Kościołem, w istocie nie jest bowiem chrześcijański) (s. 122). Niestety, autor bardzo uprościł całą sytuację. Po pierwsze, z góry założył, że katolicy, którzy nie chcą zawarcia ślubu kościelnego, tym samym dobrowolnie wyrzekają się Chrystusa, Kościoła, wiary. Gdyby tak jednak było, to Jan Paweł II inaczej pisałby o tego rodzaju problemach w adhortacji „Familiaris consortio” (nr 80-84) z 1981 r. Co więcej, papież w tym dokumencie ośmielił się pisać o katolikach (sic!) złączonych tylko ślubem cywilnym (nr 82). Natomiast nie ma tam nigdzie mowy o tym, że osoby żyjące w niesakramentalnych związkach małżeńskich, przez sam ten fakt, wyrzekły się wiary. Poza tym w Kościele katolickim prowadzi się duszpasterstwo dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. A zatem, gdyby powyższe twierdzenie Tomasza Terlikowskiego było prawdziwe, to takie duszpasterstwo nie miałoby najmniejszego sensu i byłoby wręcz potępione przez Kościół.

Po drugie, Tomasz Terlikowski w zacytowanym fragmencie odwołuje się do ostrych zapisów kanonicznych, które są zresztą, jego zdaniem, łamane, a które mają zabraniać chrztu dziecka rodziców, którzy nie praktykują. Autor wręcz twierdzi, że w takiej sytuacji dziecko nie jest włączone do Kościoła, ale w empiryczną nicość. Niestety, i tym razem autor dokonał prywatnej, bardzo rygorystycznej interpretacji obowiązującego prawa kanonicznego. W rzeczywistości bowiem Kodeks Prawa Kanonicznego stanowi, iż do godziwego ochrzczenia dziecka wymaga się:1. aby zgodzili się rodzice lub przynajmniej jedno z nich, lub ci, którzy prawnie ich zastępują; 2. aby istniała uzasadniona nadzieja, że dziecko będzie wychowane po katolicku; jeśli jej zupełnie nie ma, chrzest należy odłożyć zgodnie z postanowieniami prawa partykularnego, powiadamiając rodziców o przyczynie (kan. 868, § 1, pkt. 1-2). W tym kanonie istotne są słowa uzasadniona nadzieja (spes fundata), która niekoniecznie musi być związana z wiarą rodziców, tak jak chce tego Tomasz Terlikowski. Niejednokrotnie tą nadzieją są rodzice chrzestni albo ktoś z rodziny (np. babcia), kto zobowiąże się do wychowania tego dziecka po katolicku. W takich sytuacjach przynajmniej jedno z rodziców, którzy sami porzucili wiarę, godzi się na wychowanie swego dziecka w wierze katolickiej. Dlatego też w warunkach polskich niezmiernie rzadko mamy do czynienia z zupełnym brakiem nadziei na wychowanie dziecka po katolicku.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...