Uśmiech niebios

Jest 23.50, koniec lipca. W Polsce o tej porze jest bardzo ciemno. Ale tu, w Jakucku, niecałe 500 km na południe od koła podbiegunowego, niebo jedynie delikatnie różowieje. Jutro lecę na północ, do Batagaju w Górach Wierchojańskich, jednego z najzimniejszych miejsc półkuli północnej. Przegląd Powszechny, 12/2007




Jest 23.50, koniec lipca. W Polsce o tej porze jest bardzo ciemno. Ale tu, w Jakucku, niecałe 500 km na południe od koła podbiegunowego, niebo jedynie delikatnie różowieje. To moja ostatnia noc tutaj. Jutro lecę na północ, do Batagaju w Górach Wierchojańskich, jednego z najzimniejszych miejsc półkuli północnej.

Niedawno wróciłem z wyprawy do wilujskiego ułusu w centralnej Jakucji. Był to jeden z etapów mojej podróży w poszukiwaniu świata dawno utraconego przez człowieka Zachodu. Świata przepełnionej sacrum przyrody, gdzie ludzie, duchy, zwierzęta i rośliny żyją w doskonałej kosmicznej harmonii. Świata, w którym zerwanie bez potrzeby kwiatu jest grzechem; świata pięknego, ale i groźnego zarazem. Harmonia bowiem jest bardzo delikatna. Jakiś duch, człowiek czy zwierzę może ją bardzo łatwo zniszczyć. Skutki takiego zaburzenia równowagi są zazwyczaj fatalne. Niebiańskie Bóstwo jednak nie zostawiło ludzi samych sobie i zesłało szamana, jednostkę, która może przywrócić stan pierwotny, przyjmując na siebie wszelkie konsekwencje destrukcyjnych działań. Szamani mają nadprzyrodzoną moc, ale ich życie przepełnione jest szczególnym cierpieniem. Jakże to dalekie od potocznego obrazu szamanizmu propagowanego przez różnych neoszamanów Zachodu. Według nich, szamanizm to nic innego jak swego rodzaju radosne poszukiwanie wizji dla niej samej. Kolejny przykład międzykulturowego nieporozumienia lub celowego zafałszowania mającego na celu wmówienie odbiorcom, że oferowane właśnie tandetne szkiełko jest szlachetnym kamieniem.

W mojej podróży, będącej jednocześnie podróżą w głąb samego siebie, odnajdowałem do tej pory przede wszystkim zgliszcza, ruiny i kamienie nagrobne tego świata. Na grobach jednak zawsze tlił się, troskliwie podsycany, znicz nadziei, że jeszcze nie wszystko umarło. Niebo różowieje. Jest ciepło. Mam niewysoką gorączkę i mogę mówić tylko szeptem. Zaszkodziła mi kąpiel w jeziorze w tajdze. Wylatuję jutro o 8 rano. Czekają mnie dwie godziny podróży samolotem, który swoje najlepsze lata ma już dawno, dawno za sobą. Nie mam pojęcia, co mnie spotka na dalekiej północy, nigdy tam nie byłem, nikogo nie znam. Czy tam też znajdę tylko kamienie nagrobne? Patrzę przez otwarte okno jednego z pokojów akademika w Jakucku na coraz dziwniejsze kształty obłoków. Koło mnie stoi Lisa. Nie jest Jakutką, przyleciała na kongres naukowy do Jakucka z Jamału. Ona też jutro odlatuje, o 6 rano. Lisa jest Nenką. Sięga mi zaledwie do brody. Poznaliśmy się przed kilkunastoma godzinami. Przez ostatnie kilka godzin rozmawialiśmy o idei odkupienia i ofiary w szamanizmie. Lisa mimowolnie reaguje na mój szept i również zaczyna szeptać. Mówi, że jest szczęśliwa, że tu przyjechała, bo mogła zobaczyć ulice pełne ludzi o twarzach bardzo podobnych do jej twarzy. Ludzi o skośnych oczach, wystających kościach policzkowych i skórze barwy mniej lub bardziej dojrzałej brzoskwini; ludzi mówiących swobodnie we własnym języku. Mówi, że to miło widzieć miejsce, gdzie tak wyglądający ludzie nie są dyskryminowani, gdzie mogą bez przeszkód używać swojego języka. Lisa ma nadzieję, ale jest smutna. Bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że jej lud umiera.

– Kiedy stracimy nasz język, przestaniemy istnieć. Nikomu nie zależy na zachowaniu naszej kultury. Mnie nie chcą dać nawet pracy w muzeum kultur rdzennych ludów Syberii. Jestem Nenką i jestem naukowcem, a zatrudnili Ukrainkę, która nic o nas nie wie – szepcze. – Cały materiał, który zebrałam w tundrze, pewnie przepadnie. Co przekażemy naszym dzieciom i wnukom?


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...