Święty Cyprian w podejściu miłosierdzia nie akceptował zbytniej masowości zjawiska i niestosownego przyspieszenia. Równocześnie nie szczędził mocnych słów zwolennikom rygoryzmu. Pychą było w jego opinii przeświadczenie, że można oddzielić kąkol od pszenicy. W drodze, 10/2006
Klemens spieszy się z pisaniem. Pamięta słowa Mistrza: „wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 18,18). To nie tylko przywilej władzy, to też odpowiedzialność za zagubione owce - spieszcie się szukać, zachęcać, upominać. Bo co rozwiążecie tutaj, będzie i tam rozwiązane. Oby starczyło czasu!
Trudna i ciężka jest więc odpowiedzialność biskupa, następcy apostołów. Ma przeprowadzać rozmowy jak Jezus z Piotrem. W imieniu Jezusa pytać upadłych braci o miłość. Tak pytać, by sprawdzać jakość łez. Czy jest w nich prawdziwy ból, westchnienie i pamięć?
Zbawienne umiarkowanie Cypriana
Prawie dwa wieki później biskup afrykańskiej Kartaginy Cyprian staje wobec upadku braci. Idąc śladami Jezusa, podejmuje pytanie o miłość. Wspomina, że gdyby przełożeni Kościoła zaniedbali troskę i starania o pokutę braci, mogłoby się zdarzyć, iż „w dzień sądu będzie nam przypisana wina, iż nie leczyliśmy chorej owcy i z powodu jednej chorej straciliśmy wiele zdrowych” (List 55,15).
Czas Cypriana to połowa trzeciego wieku. Cesarz Decjusz nakazał wtedy każdemu obywatelowi złożenie ofiary bogom. Była to decyzja wymierzona w chrześcijan, którym wiara zabraniała takich gestów. Wiele wieków później kardynał Newman powie, że prześladowania chrześcijan brały się z nienawiści państwa rzymskiego do niezależności. Zadziwiające, jak Rzym cesarza Decjusza podobny był w tym do późniejszych, komunistycznych reżimów. Przypominał państwo policyjne, a jego sławna tolerancja istniała tylko dla tych, którzy podporządkowali się władzy.
Ludzie odrzucający rozkaz imperatora ryzykowali życie, wolność, pieniądze, pracę i opinię. Wstrząsający jest przykład Perpetuy, zgładzonej w Afryce na początku III wieku. Zostawia swoje maleńkie dziecko. Do ostatniej chwili rodzony ojciec próbuje nakłonić ją do zaparcia się Chrystusa. Na miejsce straceń przychodzi, trzymając na ręku jej małego synka. Błaga o litość, by złamać Perpetuę i wpłynąć na zmianę jej decyzji.
Niestety, wielu chrześcijan wykonało polecenie cesarskie i złożyło ofiarę na cześć bożków. Na potwierdzenie tego czynu otrzymywali zaświadczenia (libellus). Wielu braci zdobywało też zaświadczenia za łapówki. Gdy prześladowanie niespodziewanie ustało, do domów wrócili z więzień chrześcijanie, którzy oparli się machinie imperium. We wspólnotach traktowano ich jak męczenników, nazywając wyznawcami (confessores). Bardzo szybko wychodziło też na jaw, kto ofiarę złożył i kto załatwił sobie zaświadczenie. Tych, którzy ugięli się pod presją prześladowania, określano mianem upadłych (lapsi). Napięcia we wspólnotach przypominały wtedy problemy dzisiejszego Kościoła dyskutującego problem lustracji. Codzienność obolała była pytaniami o życie ze zdradą. Jedno bowiem było jasne - kto skalał się złożeniem ofiary, był poza wspólnotą i Eucharystią. Apostazję - odstępstwo od wiary traktowano jako najcięższe przewinienie. Otwarte pozostawało wtedy jeszcze pytanie, czy można po apostazji wrócić do jedności z Kościołem.