Na dwa głosy o świętowaniu

Prawdziwe świętowanie powinno być zindywidulizowane. Mamy różne osobowości, formację religijną i doświadczenia życiowe uwarunkowane różnymi społecznymi oczekiwaniami. Oczekiwaniami odmiennymi dla kobiet i mężczyzn. I stąd dwugłos, pokazujący dwa obrazy przemyśleń i doświadczeń związanych ze świętowaniem. W drodze, 12/2006




Moje spotkania z dobrym świętowaniem. Było ich wiele. Kilka miało przemieniające znaczenie. Połowa lat 80. Wyjazd do Taizé poprzedzony był wówczas żmudnym wystawaniem przed ambasadą Francji i pełnym niepewności odwiedzaniem urzędu paszportowego: dadzą — nie dadzą. Gdy po długiej podróży dotarłem na burgundzkie wzgórze, przeżywałem co rusz zadziwienia. Jednym z nich było świętowanie spotkania z Bogiem i z ludźmi w trakcie nieformalnego spotkania z bratem Roger. Owo spotkanie było przede wszystkim zostawianiem przestrzeni dla Boga i ludzi. Aby On mógł być i ci, którzy przyszli, mogli czuć się ważni i potrzebni, niezależnie czy z komunistycznej Polski, wypasionej Szwajcarii czy odległych Filipin. Bracia nastawiali czas zegarów wspólnoty na świętowanie. Było tam dużo, bardzo dużo niepoganianej ciszy. Brat Roger, który przyszedł nieco spóźniony, przyklęknął czy przykucnął z tyłu. Mówiąc cicho z odległego miejsca, mówił jak ten, kto w polskim Kościele nie miałby władzy. I miało się wrażenie, że do brata Roger przyszedł Pan i powiedział: „Przyjdź i usiądź w duchowym pierwszym rzędzie”. Spotkanie skończyło się popijaniem w ciszy płynnej czekolady i jedzeniem jabłek. Jedno i drugie uświetniało spotkanie w najprostszych formach, zapraszając zebranych, aby w spotkaniu z Panem i z ludźmi byli jak gliniane naczynia, otwarte na przychodzenie Świętego.

Spotkanie drugie. Ślub moich przyjaciół Agnieszki i Jima. Najpewniej pierwszej pary małżeńskiej od czasu II wojny światowej, która zgodnie z rytuałem judaizmu reformowanego przyszła przed oblicze Najwyższego, aby w obecności zgromadzonych im błogosławił. Dwa elementy ich radosnego świętowania były szczególnie poruszające. Chupa, bardzo prosty baldachim, pod którym stali w trakcie uroczystości, zrobiony przez przyjaciół. Rabin prowadzący uroczystość porównał brak ścian chupy (baldachim wsparty jest na czterech drążkach) do zadania, wobec którego stoją: wspólnego otwierania się i przyjmowania tych, którzy do ich domu będą przychodzić. Zdjął też swój własny szal modlitewny (tałes) i owinął nim razem nowożeńców. Ten gest był zrozumiały dla wszystkich niezależnie od stopnia zażyłości uczestników uroczystości z judaizmem. Rabin szalem, jak swoją modlitwą, powierzył Bogu tę dwójkę, aby dalej bezpiecznie szli razem przez świat do Niego. W Kościele katolickim wiele jest, czasami zadziwiająco podobnych, rytuałów. Są one jednak, zwłaszcza w krajobrazie polskiej praktyki religijnej, duchowo zagrożone z braku czasu na wyjaśnienie sensu gestów i używanych przedmiotów. Chrześcijaństwo wobec judaizmu może jawić się tu jako bardziej abstrakcyjne, bardziej oderwane od kontekstu codzienności. Małżeństwo jest przecież w sensie religijnym sakramentem, zaczątkiem nowej rzeczywistości przymierza dwojga ludzi sygnowanej obietnicami samego Boga. Czegóż chcieć więcej! Jednak w ludziach jest nieustająca potrzeba wyraźnych, mocnych znaków i jeśli nie przekłada się ona na bałwochwalstwo, dobrze zaspokojona pozwala głęboko wnikać w obszar tajemnicy świętowania, które jest wychodzeniem i przekraczaniem codziennego ku spotkaniu z Nadprzyrodzonym.

Olaf Żylicz


***


OLAF ŻYLICZ - ur. 1964, dr psychologii, członek Polskiego Towarzystwa Psychologicznego (PTP), Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich (SPCh) oraz European Association of Personality Psychology (EAPP), zajmuje się psychologią moralności, nauczyciel akademicki w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...