Katolicyzm funduje się na wierności. To zdanie wbrew pozorom nie jest banalne. Zbyt często wyjaśnienie ludzkich czynów, działań i sytuacji, w których się znajdował Jezus, zamyka się stwierdzeniem: „Zrobił tak, bo był Bogiem”. Owszem, ale postępował tak, a nie inaczej, ponieważ był człowiekiem. W drodze, 3/2008
W pryzmacie decyzji księży odchodzących od swojego powołania trzeba spojrzeć na wyjątkowo dramatyczny opis walki Jezusa w Ogrójcu. Nie ma wątpliwości, że tamtej nocy nie widzimy herosa, który bez lęku i zastrzeżeń godzi się na śmierć. Przeciwnie, scenografią tego wydarzenia są strach, rezygnacja, brak poczucia sensu, wątpliwości, opuszczenie, w końcu także przeczucie bezowocnej męki [2]. Trudno przypuszczać, że Jezus, Człowiek, zgodził się na tak straszliwe dopełnienie misji – teraz niejasnej i niepewnej – powodowany czymś więcej niż wiernością wobec wcześniejszych doświadczeń i na mocy tych doświadczeń, dzięki którym wcześniej rozpoznał, kim jest i jaki jest Jego Ojciec. W pobożnościowej nowomowie usłyszymy, że to miłość skłoniła Go do tej decyzji. Bardziej zapaleni kaznodzieje dodadzą, że miłość do człowieka… Szczerze wątpię, czy w sytuacji, gdy zbliża się rozjuszona zgraja z kijami i mieczami, człowiek o zdrowych zmysłach przeżywa górnolotne uniesienia miłości do gatunku, którego przedstawiciele właśnie idą go zabić. Ewangeliści pokazują, że decyzja zapadła tylko i wyłącznie w relacji do Ojca. Była zaprzeczeniem naturalnych pasji, które kłębiły się wokół Jezusa i w Nim. Oczywiście, nie sądzę, by mógł podjąć tę decyzję bez wcześniej właściwie przeżytej miłości do Boga i ludzi. Był to fundament, na podstawie którego teraz może zdobyć się na wierność wcześniej rozpoznanej woli Ojca. Zbytnie przesładzanie ewangelicznego obrazu niepotrzebnie go zaciemnia. Chrystus zdobywa się na wierność. Dzięki niej po synowsku ulega boskiej woli. Uczył się jej od momentu chrztu w Jordanie.
Powyższe sugestie mogą się wydać za słabo uargumentowane, a sytuacja, na którą się powołuję, zbyt lakonicznie opisana, by wyciągać z niej wnioski. W historii Kościoła znajdziemy wiele przykładów lepiej udokumentowanych. Powołam się na mój ulubiony. W pierwszej połowie XVI wieku w królestwie Anglii, które właśnie wypowiedziało posłuszeństwo papieżowi, w społeczeństwie, które niemal w całości podpisało akt supremacji, znalazła się garstka szaleńców, którzy woleli wybrać śmierć przez powieszenie niż sprzeniewierzenie się namiestnikowi Chrystusa.
Zawsze znajdzie się grupa fanatycznych wyznawców, którzy w swoim zacietrzewieniu wolą epatować gorliwością niż rozsądkiem i poczuciem dobrego smaku. Szkopuł polega jednak na tym, że wśród angielskich „fanatyków” znalazł się wybitny intelektualista, człowiek otwarty na współczesne prądy myślowe – Tomasz More, uprzednio Wielki Kanclerz JKM, przyjaciel Erazma z Rotterdamu, filozof, humanista. Sir More w czasie, gdy zanosiło się na odstępstwo króla od Kościoła, usunął się z dworu, zdał urząd i czekał na – nieuchronny, jego zdaniem – rozwój wypadków.
Gdy został wezwany do podpisania aktu supremacyjnego, odmówił i tylko raz przedstawił swoje racje. Następnie, wobec oskarżycieli, a także przyjaciół i rodziny trwał w milczeniu. Nie przekonywał tłumu wasali i niepoczytalnego króla. Uznał, a jego więzienne pisma są najlepszym dowodem tego, że najlepiej będzie, jeśli pozostanie wierny. Nie chciał wchodzić w polemikę, przekonywać i być przekonywanym, odmawiał przyjęcia pomocy, nie godził się na obłudne propozycje. Tym, co nim powodowało, była wierność. Tomasz More – zanim został stracony – wyznał, że nie ma żalu do swojego króla, że nie tylko mu przebacza, ale modli się o jego zbawienie. Przykłady można mnożyć, ale ich sens pozostaje podobny. Nieliczni wierni wśród odstępców sprawiają, że Kościół trwa na „wyschniętej ziemi”, by doprowadzić do jej zbawienia.
[2] Inspiracją do takiego odczytania agonii jest chociażby Dialog świętej Katarzyny ze Sieny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.