Katolicyzm funduje się na wierności. To zdanie wbrew pozorom nie jest banalne. Zbyt często wyjaśnienie ludzkich czynów, działań i sytuacji, w których się znajdował Jezus, zamyka się stwierdzeniem: „Zrobił tak, bo był Bogiem”. Owszem, ale postępował tak, a nie inaczej, ponieważ był człowiekiem. W drodze, 3/2008
Wiara, miłość to cnoty rozwijające się w bogatej dynamice. Nie zawsze stać nas na gest miłości w kryzysie małżeństwa, nie zawsze łatwo jest się modlić z wiarą. W takich sytuacjach z trudem, choć autentycznie można się zdobyć na wysiłek działania opartego wyłącznie na pamięci i zaufaniu sobie sprzed lat. W sytuacji, w której brakuje uniesień, poetyki uczuć, olśnienia oczywistością Bożych tajemnic, wierność zatrzymuje przy tym, co już poznane, przeżyte, pamiętane. Ostatni raz odwołam się do tego, nieszczęśliwego skądinąd, męża. W chwili, gdy się decydował wybrać sypialnię kochanki, a nie swoje własne łóżko, działał wbrew realnemu światu swoich zobowiązań, miłości żony, historii swojego życia i swoich decyzji. Wierność żonie w przeciwieństwie do zauroczenia kochanką kazałaby mu być tym, kim był kiedyś. Więzy narzucone przez wierność nadają spójność osobowości, wzmacniają wybraną i kształtowaną tożsamość.
Czas najwyższy wrócić od małżonków do księży, którzy powodowani takimi czy innymi motywami porzucają obraną drogę. Chciałbym zwrócić uwagę na stratę, jaką ponoszą. Należy się domyślać, że poniższy wywód przyjmie taki bieg: niewierni podjętym zobowiązaniom zranili w jakiś sposób swoją, często budowaną latami, tożsamość. Sprawa jest jednak o wiele bardziej złożona. Jej osią jest pytanie o to, co kształtuje tożsamość księdza. Nie pytamy o tego lub innego księdza, ale generalnie o duchownych, którzy przyjmują święcenia kapłańskie. Obiektywna rzeczywistość święceń, ich znaczenie i moc została udzielona każdemu z nich. Święcenia to nie jest kwestia jedynie decyzji, podjęcia zobowiązań, zgody na taką a nie inną formę spędzania czasu. Przede wszystkim jest to łaska aktywnie udzielona przez Boga. Spróbujmy się przebić przez teologiczny żargon poprzedniego zdania.
Pan jest zaangażowany w to, co się dokonuje w sakramencie. Zawsze osobiście w nim działa. Fakt święceń nie jest jakąś formą rytuału, w której Kościół próbuje dotrzeć do boskich tajemnic. To Bóg, w sakramencie stwarza księdza. Słowo „stwarza” o tyle jest odpowiednie, o ile rzeczywiście przez sakrament dokonuje się coś radykalnie nowego, coś z niczego, uczynione boską mocą. To nie formacja w seminarium, pobożność czy jakaś naturalna jakość kandydata sprawiają, że jest kapłanem. Staje się nim wyłącznie przez boską ingerencję. Sakrament daje Kowalskiemu to, że jest kapłanem. W pewnym (ale niemetaforycznym) sensie przestaje być Kowalskim, a staje się kapłanem. Od tej chwili to jest jego podstawowa tożsamość. Zbawczy charakter, który został w nim wyciśnięty. Zaangażowanie Boga jest tak daleko posunięte, że On sam upodabnia kandydatów do swojego Syna w Jego profilu kapłańskim, proroczym i królewskim. To nie są błahe sprawy. Gdyby takie były, można by podchodzić do nich bez lęku. Dramatyczność sytuacji wzmaga jeszcze fakt, że Bóg nie zamierza nigdy zmazać tego, co stworzył. Dokładnie tak, jak w stworzeniu świata, którego nigdy nie odwołał. Przecież tak, jak powstał, tak mógłby przestać trwać. Po cichu, bez fajerwerków, nawet nie zauważylibyśmy zmiany. Przeciwnie, Bóg będzie się angażował, by świat ocalać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.