Po 15 latach od upadku imperium zła, jego zgliszcza są nadal niebezpiecznym rumowiskiem. Przekonały się o tym władze niepodległej Estonii, które „potknęły się” o niesławny pomnik „bohaterów” radzieckich w centrum swojej stolicy. Przewodnik Katolicki, 27 maja 2007
Czas zakłamania
Nietrudno było zrozumieć, że wywody te były nader wyraźną aluzją do zajść w nocy z 26 na 27 kwietnia w estońskim Tallinie, kiedy to z głównej ulicy miasta usunięto pomnik żołnierzy radzieckich i przeniesiono go w inne miejsce, co rozpętało zamieszki mniejszości rosyjskiej z policją tego nadbałtyckiego kraju. Jednak gromy padające ze strony Kremla nie odnosiły się wyłącznie do Estonii. Solą w oku rosyjskich władz cały czas pozostaje też niesforny „Nadwislanskij Kraj”, wolna i niepodległa Rzeczpospolita! Jej postawa jest dla rosyjskiego prezydenta i oddanych mu elit rządzących tym bardziej drażniąca, że także w Polsce planuje się akcję usuwania „pomników i innych obiektów upamiętniających ideologię komunistyczną i nazistowską” lub „będących świadectwem wrogiej okupacji”.
Trudno wierzyć w zapewnienia, że w Rosji nie odradza się imperializm, który już dziś próbuje agresywnie ideologizować politykę międzynarodową i na nowo pisać historię sąsiednich państw, które rzekomo zbawiła Armia Czerwona.
Czyż z najgorszymi kartami Związku Radzieckiego nie korespondują wymownie współczesne obchody Dnia Zwycięstwa w Moskwie? Czy nie należy powoli mówić o swoistej „zimnej wojnie kulturowo – historycznej”, jaka dzieli Rosję i państwa jeszcze dwie dekady temu od niej zależne? Czymże bowiem innym jest coraz bardziej natrętna próba budowy własnego autorytetu i prawa do mentorstwa ze strony współczesnej Rosji, jak nie powrotem do niechlubnych tradycji z czasów Chruszczowa i Breżniewa? Jak inaczej rozumieć ustanowienie jednym z głównych świąt narodowych w Federacji Rosyjskiej „rocznicy wygnania Polaków z Moskwy”?