Ocalić od zapomnienia młodego poetę

„Gorąco polecam Jego wzruszającą poezję – napisał ks. Jan Twardowski we wstępie do zbioru wierszy Grzegorza - która ma dobrą duszę, szlachetną wrażliwość, wspaniałą zapowiedź. Należy ocalić od zapomnienia młodego poetę”. Przewodnik Katolicki, 11 maja 2008



Mija 25 rocznica zabójstwa Grzegorza Przemyka – postaci ważnej dla pokolenia wchodzącego w dojrzałość w latach stanu wojennego, dziś niemal zapomnianej bądź nieznanej, zwłaszcza obecnym jego rówieśnikom.



Był młodym poetą...


maturzystą Liceum im. A. Frycza-Modrzewskiego w Warszawie, synem opozycyjnej poetki – Barbary Sadowskiej.

12 maja, po zdaniu pisemnej matury zaprosił do domu kilku kolegów. Wypili trochę wina. Za oknem zrobiło się ciemno od chmur. Przemyk lubił burzę. Krzyknął: Idziemy na Starówkę. Dajmy się zmoczyć. Na Placu Zamkowym zatrzymali ich milicjanci. Przemyka z kolegą zabrali na komisariat przy ul. Jezuickiej. Bili pałkami i łokciem w brzuch i po plecach. Jeden z milicjantów instruował: Bijcie tak, żeby nie było śladów. Z komisariatu Grzegorza zabrało pogotowie. Lekarz nie stwierdził pobicia, dostrzegł natomiast rzekomy obłęd. Ze szpitala psychiatrycznego matka zabrała go do domu. Nazajutrz trafił do szpitala na Solcu. Po północy - 14 maja - lekarze zaczęli operację. Najchętniej bym zemdlał - powiedział jeden z nich, gdy zajrzał do środka. Grzegorz Przemyk zmarł wczesnym popołudniem w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Za 3 dni skończyłby 19 lat.

Jego śmierć być może była zemstą na matce – niepokornej poetce działającej w Komitecie Prymasowskim, pomagającej sądzonym i skazanym za działalność polityczną, a może wynikiem „zadziornej” postawy Przemyka i jego aparycji: długie, zmierzwione włosy, za duży sweter, wysoki wzrost, godne, drażniące spojrzenie i dumna odpowiedź na głupio postawione pytanie, coś co mogło wzbudzić agresję niewiele starszego chłopaka w milicyjnym mundurze.



Przemyk był wrażliwym...


gniewnym nastolatkiem, żyjącym jednak takimi samymi problemami jak jego rówieśnicy: marzył, kochał, snuł plany na przyszłość. Drukował i kolportował ulotki, składał „bibułę”. Zamierzał zdawać na historię sztuki.

Gitara, pianino i własna poezja były cichymi zaułkami, w których chronił się przed gwarem domu pełnego koczujących w nim przedstawicieli bohemy tamtych czasów: niedocenionych albo zakazanych artystów, poetów przeklętych (np. Stachura, Milczewski-Bruno), młodzieży, coraz starszych „dzieci-kwiatów”, dopiero co wypuszczonych z więzienia robotników odsiadujących wyroki „za wolność”, domu, w którym wprawdzie zawsze dbano o człowieka, on jednak często nie znajdował w nim dla siebie azylu; gitara, pianino i poezja były zaułkami, w które uciekał przed panoszącą się za oknami przemocą.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...