Widziałem narodziny imperium

Oczekiwaliśmy, że Wyborcza stanie się gazetą nas wszystkich. Z czasem okazało się jednak, że ramy owego vox populi stają się coraz węższe, a on sam zaczyna nabierać wyraźnego „różowego” koloru. Dlatego też, po niespełna półtora roku pracy w Gazecie, strząsnąwszy proch z sandałów odszedłem Przewodnik Katolicki, 15 lutego 2009



Zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że ktoś Panu odpowiedział…

- Owszem, nigdy żadnej odpowiedzi nie dostałem. A dwa miesiące później przestałem być pracownikiem Gazety. Poszedłem do Ernesta Skalskiego i po prostu złożyłem na jego ręce wymówienie. On, taki zaskoczony, pyta: ale za co? A ja na to: za wszystko.

Za całą obłudę, za to, coście zrobili z gazetą nas wszystkich. Śp. Stanisław Lem, z którym wówczas miałem zaszczyt dość intensywnie korespondować, napisał wtedy do mnie: to pan jesteś większy kozak niż myślałem, skoro rzucił się pan z luksusowego pokładu Gazety Wyborczej w odmęty dziennikarskiego bezrobocia...

Nigdy więcej Pańskie nazwisko nie pojawiło się już na łamach Wyborczej?

- Nigdy. Nie było na to szans, a i ja nie proponowałem im swoich usług. Uważałem bowiem, że całe to towarzystwo gra nie fair. A o sobie mogę powiedzieć przynajmniej tyle, że spójność tego w co wierzę, z tym jak postępuję, jest dla mnie niezwykle ważna. Staram się żyć uczciwie i zawsze mówić prawdę. Powiem mocniej - ja nie kłamię w ogóle. Z założenia. I pewnie dlatego - jako jeden jedyny - rozstałem się wówczas z Gazetą Wyborczą.

No to Pan sobie nieźle „narobił”. Mało tego, kilka lat później zdecydował się Pan opublikować książkę „Gazeta Wyborcza”- początki i okolice”, skazując się tym samym na niemal całkowitą publiczną izolację…

- Ta książka była moim sprzeciwem wobec złej ewolucji Wyborczej oraz świadectwem człowieka, będącego przy narodzinach Gazety, obserwującego to wszystko z bliska i od środka. Chciałem to świadectwo – w tym dokumenty - przekazać opinii publicznej. Do dziś ta moja książka jest jedynym, powtarzam, jedynym opisem początków i mechanizmów działania tego ogromnego medialnego imperium, które odegrało tak ważną rolę w najnowszej historii Polski. Łatwo to sprawdzić w Bibliotece Narodowej.

Pyta Pan o izolację… Wielu ludzi interesuje się raczej tym, czy ja nie boję się procesów sądowych z Agorą.

A boi się Pan?

- Nie. Obawiam się natomiast tej zgodnej medialnej ciszy, która wciąż panuje wokół pewnych tematów tabu...

Adam Michnik jest ostatnio znany z procesów za „fałszywe oskarżenia”. Otóż gdyby w mojej książczynie o Gazecie Wyborczej był chociaż cień, a nawet cień cienia nieprawdy, to już dawno zgniłbym w więzieniu, albo poszedł z torbami wskutek sprawiedliwych wyroków niezawisłego sądu. Jednak do dziś jakoś nikt mnie nie pozwał. Czego to dowodzi? Chyba tylko tego, że tam jest czysta żywa prawda-dynamit, o której nie należy mówić wcale. Rozmawia pan redaktor z autorem najbardziej zamilczanej książki w III RP, i to zamilczanej do tego stopnia, że nie mogą się ukazać o niej nawet płatne ogłoszenia.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...