Widziałem narodziny imperium

Oczekiwaliśmy, że Wyborcza stanie się gazetą nas wszystkich. Z czasem okazało się jednak, że ramy owego vox populi stają się coraz węższe, a on sam zaczyna nabierać wyraźnego „różowego” koloru. Dlatego też, po niespełna półtora roku pracy w Gazecie, strząsnąwszy proch z sandałów odszedłem Przewodnik Katolicki, 15 lutego 2009



To najdziwaczniejsza omertà, z jaką się kiedykolwiek spotkałem. Bo to, że informacyjne embargo stosują pisma salonowe, mogę jeszcze pojąć, ale żeby także Nasz Dziennik i Gazeta Polska?

- Po ukazaniu się mojej książki ujawniła się jakaś zupełnie niezrozumiała solidarność ponad podziałami. Strach przed Agorą był tak wielki, że publikacji reklamy odmówili prawie wszyscy, od lewej do prawej, oprócz pism niszowych w rodzaju Najwyższego Czasu czy Tygodnika Solidarność.

Ciekawa rzecz - Nasz Dziennik przyjął już nawet do druku reklamę drugiego wydania tej książki; co więcej, była ona identyczna co do kropki z reklamą, która w tym samym piśmie ukazała się cztery lata wcześniej. Jednak był to rok 2003 – czyli szczyt szczytów imperium Michnika – i po paru godzinach odebrałem telefon: niestety Pańska reklama nie może się ukazać, proszę przyjechać po odbiór pieniędzy.

Ażeby jeszcze bardziej ubarwić ten obraz powiem, że gdy trwał już proces z Naszym Dziennikiem w sprawie nakazu publikacji wspomnianego płatnego inseratu - w tym samym czasie ojciec Tadeusz Rydzyk życzliwie gościł mnie w Toruniu, zapraszał do Radia Maryja i na wykłady dla studentów swojej szkoły - właśnie na temat Gazety Wyborczej...

Proszę mi powiedzieć, cóż takiego niezwykłe było w tej reklamie?

- Nie wiem. Niech Pan sam oceni. Cytuję całość co do kropki: „To jest przykra lektura dla przyjaciół Adama Michnika. Prawda o Gazecie Wyborczej. Nieznane dokumenty. Świadkowie. Pierwszą w Polsce, w Europie i na świecie książkę o GW i jej środowisku napisał Stanisław Remuszko. Czy masz blade pojęcie, skąd wziął się majątek Agory?”

Tylko tyle?

- Tylko. Ale to w zupełności wystarczyło, aby sprawa umarła w powijakach. Najwyraźniej to jest tematyka nie do przeskoczenia. Jest mi tym bardziej przykro, że decyzję o embargu na Remuszkę podjęli m.in. moi dawni koledzy. Mam w końcu za sobą trzydzieści parę lat stażu dziennikarskiego. Okazuje się jednak, że od miejsca widzenia ważniejsze jest miejsce siedzenia, układy, powiązania, pieniądze.

Potrzebne były Panu te wszystkie procesy? Narobił Pan sobie samych wrogów, stracił ostatnich sojuszników...

- Może nie warto było, może, mając dzisiejszą wiedzę, byłbym bardziej skłonny do kompromisów. Ale wie Pan co? W końcu to oni mnie porzucili, nie ja ich. Zresztą najpierw szukałem porozumienia, pisałem: ludzie, może się jakoś dogadajmy, może coś trzeba zmienić w tej reklamie, może coś się nie podoba? Nic, żadnej odpowiedzi.

Dopiero po kilku miesiącach postawiłem sprawę na ostrzu noża: jeśli Państwo nie opublikują tego inseratu, będzie to złamaniem prawa i zostanę tym samym zmuszony do skierowania sprawy na drogę sądową. Nadal cisza. I dlatego 13 czerwca 2003 roku, jednego dnia, w Sądzie Okręgowym w Warszawie złożyłem dziewięć jednobrzmiących pozwów przeciwko dziewięciu czołowym polskim tytułom.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...