Puśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że którejś nocy, w sposób sobie tylko wiadomy, ktoś usunął – zwłaszcza z Europy i Ameryki – wszystko, co stworzyli chrześcijanie, czyli Kościół. Strach pomyśleć. Po takim zabiegu znaleźlibyśmy się na kulturalnej pustyni. Posłaniec, 5/2008
Kultura i wiara nie kłócą się z sobą, nie wywyższają się
jedna nad drugą, lecz tworzą między sobą związki podobne do tych,
jakie istnieją między drzewem a owocem.
Wyobraźmy sobie, że nigdy nie było Jezusa z Nazaretu, nigdy nie było Ostatniej Wieczerzy, a co za tym idzie, do dziś nikt nie słyszał o Mszy Świętej. Nie było więc świątyń romańskich, katedr gotyckich, barokowych kościołów, a przy nich szkółek parafialnych, a potem kolegiów i uniwersytetów oraz klasztorów i bibliotek. Zabrakło również szpitali, ochronek dla dzieci, przytulisk dla starych ludzi. Puśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że którejś nocy, w sposób sobie tylko wiadomy, ktoś usunął – zwłaszcza z Europy i Ameryki – wszystko, co stworzyli chrześcijanie, czyli Kościół. Strach pomyśleć. Po takim zabiegu znaleźlibyśmy się na kulturalnej pustyni. Przecież nawet Oświecenie, powstałe ze sprzeciwu wobec ówczesnej wersji katolicyzmu, czy szerzej: chrześcijaństwa, jest w ostatecznym rozrachunku dzieckiem chrześcijańskim, poczętym w Biblii, dzięki której przecież świat uzyskał autonomię istnienia.
Do niedawna rzeczywistość dzielono na dwie części. Na naturę i kulturę. Naturą było to wszystko, co samo wyrosło z ziemi, kulturą zaś to, co przetworzył człowiek. Dla przykładu; popatrzmy na trzmiela. Jak wiadomo, trzmiel jest owadem, który lata, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Sam trzmiel latający nad ukwieconą łąką jest zjawiskiem naturalnym, stworzonym przez przyrodę, czyli przez naturę. Ale oto znalazł się kompozytor, Mikołaj Rimski-Korsakow, którego to brzęczenie natchnęło do napisania utworu pod tytułem Lot trzmiela. Utwór, w przeciwieństwie do żywego trzmiela nazywamy artefaktem, a więc zjawiskiem, które nie występuje w przyrodzie, a zjawia się dopiero wtedy, gdy wytworzy je człowiek. Utwory muzyczne, jak też wszystkie inne dzieła sztuki, nie rosną przecież na drzewach czy na łące. Rodzą się w głowie człowieka i są przezeń wytwarzane.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jezuita Pierre Teilhard de Chardin. Zastanawiając się nad odkrytym przez Karola Darwina zjawiskiem ewolucji, doszedł on do wniosku, że nie da się już dłużej utrzymywać podziału rzeczywistości na dwie części: na to, co naturalne i na to co sztuczne. Skoro cały proces ewolucji zmierza do powstania człowieka, to znaczy, że człowiek w tym procesie ma do powiedzenia więcej niż dżdżownica. Teilhard twierdzi, że dalsze losy ewolucji Bóg (bo Bóg jest Tym, który stoi za ewolucją) powierzył człowiekowi. Jako rozumne i kochające stworzenie Boże, ukształtowane na wzór i podobieństwo Boga-Stwórcy, ma się on teraz troszczyć o dalszy rozwój i dalsze doskonalenie świata. Człowiek ma doskonalić proces rozwoju świata przez to, że los świata nie będzie już zależał jedynie od sił przyrody, ale przede wszystkim od pracy ludzkiego rozumu i serca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.