Bolesna granica może stać się dla człowieka mocnym impulsem do rozwoju. Przekleństwo staje się błogosławieństwem, jeśli podejdzie się do niego w sposób dojrzały... Głos ojca Pio, 58/2009
Jak w takim razie odkrywać swoje granice?
Myślę, że Pan Bóg odsłania je w toku naszego życia. Nie trzeba ich przecież specjalnie szukać, wystarczy iść za tym, co mnie pociąga, a w pewnym momencie zawsze stuknę czołem o jakąś ścianę. Im wcześniej ją zauważę i zwrócę się w innym kierunku, tym korzystniej dla mnie.
Trzeba przyjmować porażki jako sygnały granic i badać ich przyczynę. Poszukać jej także w sobie. Bo jeśli źródła wszelkich niepowodzeń zawsze usytuujemy poza sobą (np. wszystko tłumacząc cudzą złą wolą), to wtedy będziemy ciągle bić głową o ścianę. Natomiast z chwilą, kiedy znajdziemy przyczynę w sobie, dostrzeżemy własne granice, będziemy mogli zobaczyć, czy ona jest do sforsowania, czy też lepiej wycofać się na inne pozycje.
A my mamy czasem skłonność do siłowego forsowania napotykanych granic. Ale może to typowo męski sposób reagowania?
Gdy przed człowiekiem wyrośnie bariera, to mężczyzna spróbuje ją obalić, dziewczyna zaś ją obejdzie, podkopie się od dołu albo się na nią wdrapie. Kobiety też chcą przekroczyć granicę, ale na swój sposób – próbują to zrobić fortelem.
Tylko że pewne granice trudno sforsować i jeśli będziemy się przy tym upierać, to możemy stracić pół życia, nie tworząc niczego wartościowego w innej, bardziej nam bliskiej dziedzinie...
Dla mnie już wcześnie, bo w szkole, taką granicą stała się matematyka. Tu odpadłam w przedbiegach. Okazało się to zresztą rodzinne, bo moje rodzeństwo miało dokładnie te same trudności, wobec czego wszelkie dalsze poszukiwania musiały eliminować ten element nie do przebrnięcia.
Inną – obok walki – reakcją na zderzenie się ze swoimi granicami jest depresja. Absolutyzowanie jednego kierunku rozwoju jest tak silne, że rodzi się myśl: skoro ja na to wysokie drzewo nie mogę wejść, to wszystko traci sens i już nie ma dla mnie przyszłości. Niższe drzewa mnie nie interesują.
A mogą być inne drzewa. Ostatecznie przestrzeń wyboru jest ogromna. Myślę, że zgoda na własne granice i ich przyjęcie to podstawowy element dojrzałości człowieka. Dopóki ich nie przyjmę, to, niestety, będę ciągle narażona na frustracje, klęski, niepowodzenia. Jest to też element zdrowia psychicznego, który chroni między innymi przed depresją.
W jakim wieku – Pani zdaniem – następuje zdobycie równowagi, uznanie swoich granic?
Gdzieś po trzydziestce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.