Sługa Boży ojciec Mariano z Turynu

Do roli telewizyjnego kaznodziei nikt go nie przygotował. Nie miał też na kim się wzorować, gdyż był pierwszym we Włoszech duchownym występującym regularnie przed kamerami. Miał za to piękny, „radiowy” głos i był fotogeniczny – kamera go lubiła. Głos ojca Pio, 61/2010



Wszystkie programy niezmiennie zaczynał i kończył gestem otwartych szeroko ramion i słowami: „Pokój i dobro dla wszystkich!”. Pozdrowienie to szybko stało się we Włoszech jednym z najbardziej znanych telewizyjnych sloganów. Ojciec Mariano wyrażał w ten sposób głęboką prawdę, w którą mocno wierzył, że chrześcijaństwo nie jest doktryną, ale głoszeniem miłości. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy zarzucali mu zbyt powierzchowne podejście do przekazu Ewangelii, pozbawione głębi racjonalnego dyskursu. Przyznawał, że nie interesuje go uczony i poważny wykład, może i dobry dla niektórych osób, ale całkowicie nieprzydatny w przekazie telewizyjnym, który powinien opierać się na zrozumiałości, świeżości i atrakcyjności.

Celebryta pustelnik

Słuszność jego postępowania potwierdzały wskaźniki popularności programu, sięgające osiemdziesięciu procent. Każdorazowo audycje o. Mariano oglądało od sześciu do siedmiu milionów widzów, co było osiągnięciem rekordowym. W latach, gdy telewizory nie stanowiły wyposażenia każdego mieszkania, ludzie umawiali się na wspólne oglądanie jego audycji. W każdy wtorek tak organizowali swoją pracę czy wyjazdy, by o dziewiętnastej wieczorem móc zasiąść przed telewizorem.

Ojciec Mariano na antenie rozważał nie tylko problemy natury duchowej, ale zajmował się także np. buntami studenckimi, sporami sąsiedzkimi, kwestią odbudowy dobrobytu… Rozumiał problemy życia codziennego, z którymi sam przecież zmagał się przez kilkanaście dorosłych lat, zanim podjął decyzję o wstąpieniu do zakonu. Cenił sobie to doświadczenie: „Dziękuję Opatrzności, że pozwoliła mi usłyszeć swój głos wyraźny, gdy byłem już dojrzały w latach. Nie wiem, czy wcześniej byłbym w stanie tak bardzo cenić sobie łaskę kapłaństwa, czy byłbym w stanie przygotować się do kapłańskiej posługi. Doświadczenie świata bardzo mi się przydaje. Kiedy słyszę: «Ojciec nas rozumie…», chcę odpowiedzieć: To nie zasługa, to dar… doświadczenia. Kiedy ludzie do mnie piszą: «Można powiedzieć, że ojciec żyje w świecie…», uśmiecham się pod wąsem i… dziękuję Opatrzności”.

Programy o. Mariano oglądali ludzie z różnych warstw społecznych i w każdym wieku: profesorowie i rolnicy, dorośli i dzieci. Na stronach internetowych telewizji RAI do dzisiaj pojawiają się posty ze wspomnieniami o programach i osobie o. Mariano. Trudno się temu dziwić, skoro był przyjacielem prostaczków, zagubionych, zmartwionych i niepewnych. I do każdego z nich starał się dotrzeć z Dobrą Nowiną. Nie tylko poprzez telewizję. Zdarzyło się, że po otrzymaniu listu od pewnego inżyniera z Genewy o. Mariano osobiście udał się do niego, by odwieść go od myśli samobójczych.

Latem o. Mariano zawieszał swoją działalność telewizyjną i zamykał się w klasztorze kapucynów w Ronciglione z dwoma walizkami książek, by w tej pustelni nabrać oddechu, odpocząć od szumu medialnego i popularności, by odnowić swoje powołanie zakonne. Kiedy potem wracał pociągiem do Rzymu, siadał w kącie przedziału i z lubością oddawał się lekturze prasy lokalnej. Tak ukryty za płachtą gazety, pozował na zwykłego pasażera, a rozpoznany odpowiadał, że to pomyłka, bo on nie ma nic wspólnego ze znanym z telewizji prezenterem.

Apostolstwo włoskiego kapucyna spotkało się z międzynarodowym uznaniem – w 1958 roku o. Mariano otrzymał nagrodę księcia Monaco za najlepszy program religijny, a w 1960 roku jego cykl zdobył nagrodę hiszpańskiej telewizji za najlepszą na świecie audycję religijną.

Mimo uznania i ogromnej popularności programu o. Mariano, władze włoskiej telewizji publicznej kilkakrotnie próbowały ograniczyć czas jego emisji z ustalonych piętnastu minut do dziesięciu. Nie wyraziły też zgody na przeniesienie go na inną, lepszą porę, o co prosili widzowie. Wrogie głosy dochodziły również ze strony kościelnej, pojawiły się nawet pomysły odebrania o. Mariano programu i przekazania go innej osobie.

Działania te tłumaczono bądź dbałością o program, który powinien co pewien czas zmieniać formułę i prowadzącego, bądź też fałszywą troską o samego o. Mariano, którego chciano w ten sposób uchronić przed pokusą gwiazdorstwa. On sam nie starał się nigdy ani bronić, ani w jakikolwiek sposób zabiegać o swoją pozycję. Krytyka z kręgów kościelnych zwykle rodziła się w okresach największej popularności programu o. Mariano, co powstrzymywało wszelkie zakusy na jego pozycję. Władze telewizji uznawały te propozycje za nierozsądne i nieopłacalne.

Ostatnią audycję o. Mariano nagrał w marcu 1972 roku, ciężko chory, w niespełna trzy tygodnie przed śmiercią. W 1985 roku rozpoczęto jego proces beatyfikacyjny, który trwa do dziś. W 2007 roku papież Benedykt XVI podpisał dekret o heroiczności cnót i ogłosił o. Mariano czcigodnym sługą Bożym.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...