Chrześcijańska odpowiedź na światowy kryzys

Pieniądz, który normalnie powinien być nośnikiem jakiejś wartości, jest po prostu wytwarzany i zarabiany na sposób hazardowy. Wielcy spekulanci są w tym systemie ważniejsi niż realne podmioty gospodarcze, świadczące ludziom realne dobra. W taki sposób doszło do zapaści. Obecni, 1/2009



Pieniądz, który normalnie powinien być nośnikiem jakiejś wartości, jest po prostu wytwarzany i zarabiany na sposób hazardowy. Wielcy spekulanci są w tym systemie ważniejsi niż realne podmioty gospodarcze, świadczące ludziom realne dobra. W taki sposób doszło do zapaści. Tzw. „złe kredyty” udzielane bez opamiętania przez banki amerykańskie, musiały się kiedyś skończyć katastrofą. Ów koniec oznaczał zaś również koniec sztucznie napędzonej koniunktury.

Najbardziej szokujący jest fakt, iż za błędy bankierów i finansistów musieli zapłacić zwykli podatnicy. Mamy z tym do czynienia na sposób nadto wyraźny w ojczyźnie światowego liberalizmu, tj. w Sanach Zjednoczonych. Lekką ręką rząd USA władował w system gospodarczy około dwóch bilionów dolarów, zadłużając gospodarkę amerykańską do niebotycznych rozmiarów. Zatem koszty procesu ratowania gospodarki ponosi zwykły obywatel, nikt jednak nie zamierza pociągnąć do odpowiedzialności nowojorskich giełdziarzy i finansistów, nikt też nie zamierza zmieniać systemu zarządzania amerykańską i światową gospodarką.

Nikt też nie ogłosił oczywistej prawdy, że na naszych oczach runęła neoliberalna ideologia ekonomiczna. Można nawet skonstatować, że zasady wolnego handlu, hasła o gospodarce wolnej od protekcjonizmu dobre były dla krajów biednych. Bogaci stosowali się do tych zasad dopóty, dopóki się im to opłacało. Gdy poczuli zagrożenie, złamali wszystkie wcześniej wieszczone światu zasady. Amerykanie wpompowali biliony dolarów w swój system finansowy, Niemcy nacjonalizują swoje banki, Francuzi dotują swój przemysł samochodowy.

Wydaje się, że współczesna Ameryka, łatając pieniędzmi podatników zrujnowany system finansowy i gospodarczy, nie chce zmienić struktury zarządzania gospodarki. Widać to wyraźnie po przyjrzeniu się ekipie rządowej Baracka Obamy. Warto szczególnie zwrócić uwagę na skład współpracowników gospodarczych prezydenta. Większość polityków to ludzie związani z byłym ministrem skarbu Robertem Rubinem, który kierował wspomnianym resortem za czasów Billa Clintona.

Tekę ministra skarbu objął Timothy Geither, dotąd szef nowojorskiego oddziału Rezerwy Federalnej. Lawrence Summers został szefem Krajowej Rady Ekonomicznej. Dyrektorem Biura ds. Zarządzania i Budżetu Białego Domu została Christina Romer. Nominacje te świadczą, że w ekonomicznej polityce Ameryki nie nastąpią żadne zmiany, które miałyby oznaczać osłabienie wpływu Wall Street na bieg spraw gospodarczych.

Olbrzymie spekulacje finansowe, które stoją u spodu obecnego kryzysu, mają swe głębokie źródło w decyzjach jeszcze administracji Clintona, a więc nominacje Obamy absolutnie nie idą w kierunku wyciągnięcia wniosków z tego faktu. Oczywiście prezydent zapowiada wpompowanie w gospodarkę biliona dolarów w celu jej rozruszania, ale nie zapowiada istotnych zmian strukturalnych.

Z nominacji ekonomicznych dokonanych przez Obamę nasuwa się więc jeden zasadniczy wniosek: obszar decyzyjny w tej dziedzinie w ogromnej mierze wyłączony jest (tak jak w sprawie polityki bliskowschodniej) z dziedziny wyborczej gry politycznej i jest niezależny od faktu, kto aktualnie zasiada w Białym Domu. Dominacja „wielkich finansów” z Wall Street nad gospodarką amerykańską i światową po prostu zostanie utrzymana.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...