publikacja 29.08.2007 18:48
Kobiety tworzą tu porządek wewnętrzny. Tygodnik Powszechny, 26 sierpnia 2007
Słuchają, jak abp Damian Zimoń, metropolita katowicki, broni niezależności Kościoła od polityki. „Kościół jest obrońcą sprawiedliwości i ubogich właśnie dlatego, że nie utożsamia się z politykami ani interesami partyjnymi. Tylko będąc niezależnym, może nauczać o niepodważalnych wartościach, kształtować sumienia i ofiarowywać wybór życiowy wykraczający poza środowisko polityczne" – mówił w maju.
Drugi cud zdarza się w sierpniu, w niedzielę po święcie Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wtedy do bazyliki przychodzą kobiety – dziewczynki, panny, żony, wdowy. Parkują samochody daleko od świątyni, albo przyjeżdżają zatłoczonymi autobusami z całego województwa. Wiele przybywa piechotą, czasem na rowerach. Przyjechały też w ostatni weekend. Niektóre już w sobotni wieczór, na wieczorną Mszę. W letnich sandałkach, kwiecistych sukienkach. Eleganckie kostiumy spod igły. Gustowne fryzury, makijaż. Młodsze w dżinsach, równo opalone w solarium. Ekspedientki z supermarketów, pracownice biurowe w kopalniach, nauczycielki, pielęgniarki, gospodynie domowe. Babcie z wnuczkami. Mamy z córkami. Ok. 80 tysięcy kobiet. Po co przyjechały?
Elżbieta, 41 lat, sześcioro dzieci. Nie pracuje. W ostatnich wyborach głosowała – jak mąż górnik – na „kogoś z Platformy". Podkreśla jednak, że w domu rządzi ona – mąż ciągle na kopalni, czasem jeszcze wynajmuje się do fuch przy remontach. Ceni księży, bo chętnie pomagają wielodzietnym rodzinom: – Nasze dzieci jeżdżą na kolonie z kościoła, czasem ksiądz sypnie groszem na podręczniki – mówi. Podoba jej się stanowczość Kościoła: – Jestem przeciwko aborcji i żeby homoseksualiści mogli wychowywać dzieci. Ale wolałaby, żeby katecheza była jak dawniej, za komuny, w salkach przy kościele: – Teraz religia to jeden z wielu przedmiotów w szkole, a przy kościele to było coś niezwykłego. Już to raz mówiłam naszemu księdzu, ale tylko się śmiał.
22-letnia Agata, najstarsza córka Elżbiety (skończyła studium kosmetyczne), właśnie wychodzi za mąż. Na pielgrzymkę przyjechała pomodlić się o szczęście: – Mój chłopak wyjeżdża do pracy do Irlandii i rodzice chcą, żebyśmy się pobrali. Pewnie niedługo wyjadę za nim.
Elżbieta wzdycha: – Już mi wszystko jedno, gdzie będą mieszkali. Byle byli szczęśliwi i mieli pracę. I żeby mogła urodzić i utrzymać dziecko, przynajmniej jedno. O to się modlę, bo bez dzieci nie ma życia. I żeby w tej Irlandii o nas nie zapomnieli.
aktualna ocena | 5,0 |
głosujących | 10 |
Ocena |
bardzo słabe
|
słabe
|
średnie
|
dobre
|
super
Pogłębiona wiara prababci