Kiedyś mawiano, że „wojna to kontynuacja polityki, tylko innymi metodami". Teraz miało być inaczej. Tygodnik Powszechny, 25 listopada 2007
***
Trudno dziś wyobrazić sobie, by kraj demokratyczny z własnego wyboru zdecydował się na „klasyczny" konflikt, jak I czy II wojna światowa. Natomiast europejskie demokracje nie mają najwyraźniej problemu z angażowaniem się we współczesne „nowe wojny".
Efekt uboczny: brakuje refleksji moralnej nad istotą tych konfliktów, a decyzje polityczne o udziale w nich zapadają szybko, czasem mechanicznie. Z punktu widzenia polityków może się wydawać, że nie ma potrzeby tego zmieniać, skoro obywatele się nie buntują. Można to wytłumaczyć: ofiary nie są na tyle duże, by były odczuwalne społecznie; na wojnę jadą ochotnicy, koszty materialne nie są odczuwalne. Dla polityka z kraju demokratycznego, który musi uzasadniać swe decyzje wyborcom i jest z nich rozliczany – to sytuacja idealna. A także wytłumaczenie, dlaczego przegrywają zwolennicy radykalnego pacyfizmu – jak nieżyjący ks. Stanisław Musiał, który krytykował nie tylko udział Polski w wojnie irackiej, ale nawet fakt, że żołnierzom towarzyszą kapelani. Jednak są chwile, gdy polityk z kraju demokratycznego musi szukać głębszych uzasadnień – tak jak teraz.
Nowy premier mówi, że wydarzenie w afgańskiej wiosce nie pozostanie bez wpływu na politykę państwa wobec misji wojennych. Można to zdanie różnie interpretować. Również w ten sposób, że tragedia w Afganistanie mogłaby stać się punktem wyjścia do dyskusji wśród polityków i w społeczeństwie o zasadności udziału w wojnie, czyli także o moralności.
Na razie byłoby więcej pytań niż odpowiedzi. Ale dobrze postawione pytania to już coś.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Miejscem, w którym mieszka Bóg, dla Żydów była świątynia. Jezus przekracza granicę świątyni...