Największym problemem Ameryki Łacińskiej nie były totalitaryzmy, lecz bieda i dyktatury. Tygodnik Powszechny, 6 stycznia 2008
Tak było w Argentynie. Od początku lat 70. Argentyński Sojusz Antykomunistyczny – organizacja paramilitarna – rozpętał polowanie na „podejrzanych ideologicznie”: lewicowców, przywódców organizacji ludowych, duchownych. Potem dyktatura wojskowa (1976-83) prowadziła – w imię „doktryny bezpieczeństwa narodowego” – systematyczną walkę z „wrogami wewnętrznymi”. To jedna z najbardziej krwawych kart w historii Ameryki Łacińskiej i Kościoła: część duchownych wsparła dyktaturę.
Także w sąsiednim Chile wielu księży współpracowało z dyktaturą w latach 1972--89, zwłaszcza kapelani wojskowi. Ale, inaczej niż w Argentynie, Kościół jako instytucja ustami Episkopatu sprzeciwił się Pinochetowi. To pozwoliło Kościołowi zbliżyć się do biednych – w 1984 r. za to tylko, że pracował z ubogimi, zamordowany został o. André Jarlán – ale i odkryć problematykę Indian, których wcześniej nie dostrzegał.
Gdy w 1960 r. bp Samuel Ruiz przybył do zamieszkanego głównie przez Indian stanu Chiapas, miał nikłe pojęcie, co go czeka. Pochodził z konserwatywnej rodziny i myślał, że aby poprawić los wiernych, starczy włożyć im buty i polepszyć dietę. Przekonał się, że problemy wspólnot indiańskich – brak ziemi, marginalizacja – mają charakter polityczny: z jednej strony polityka aparatu stanowego, powiązanego z latyfundystami, z drugiej – zamknięcie instytucji. Ruiz uznał, że tylko samoorganizacja i polityczna presja na system będzie w stanie temu zaradzić. Tak jak jego poprzednik – Bartolomé de las Casas (1474–1566), „obrońca Indian” i pierwszy biskup Ciudad Real (obecnie San Cristóbal) – pokazał im, że mają także prawa i powinni o nie walczyć. Z pomocą przyszła mu posoborowa refleksja.
Ruiz postanowił towarzyszyć oddolnym procesom: nie kształtować ich, ale wsłuchiwać się i doradzać. Pod jego skrzydłami powstały organizacje walczące o ziemię i spółdzielnie produkcyjne. Pobłogosławił 8 tys. indiańskich świeckich katechetów. Stanowili trzon politycznego procesu, a potem – już na przekór biskupowi – zasilili szeregi guerrilli: Zapatystowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego, która powstała zbrojnie 1 stycznia 1994 r., w dniu wejścia w życie NAFTA (traktatu o wolnym handlu między Meksykiem, Kanadą i USA), stawiając w szachu polityczny system Meksyku.
Ale, co warto podkreślić, inaczej niż w Kolumbii czy Nikaragui, księża z Chiapas nie przekroczyli granicy dzielącej duszpasterstwo od partyzantki. Zrobili to ludzie wychowani w Kościele, których byt został zagrożony przez neoliberalne reformy.
W 2000 r., po odejściu Ruiza, diecezję objął bp Felipe Arizmendi, który początkowo zdawał się odchodzić od linii poprzednika. Efekt: wielu księży i sióstr porzuciło stan duchowny i podjęło świecką działalność społeczną. Z biegiem lat jednak – jak mówił mi kiedyś Andrés Aubry, francuski antropolog i szef Archiwum Diecezjalnego, którego Ruiz zaprosił do pracy w Chiapas po konferencji w Medellín (Aubry zmarł niedawno tragicznie) – ostatecznie nowy biskup „nauczył się kroczyć razem z ludem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.