W środowiskach kościelnych nieraz lekceważy się tezy Węcławskiego/Polaka twierdząc, że są one próbą dorobienia ideologii do życiowych decyzji autora. Tygodnik Powszechny, 18 maja 2008
Być może w tym punkcie należałoby więc zatrzymać się i poczekać. Odważę się jednak odnieść do kilku wybranych wątków, które przez „zanikającą dyskusję” się przewinęły. Przede wszystkim – w „Zanikającej opowieści” oraz, wyraźniej, w tekście Piotra Augustyniaka „Moja egzystencja Jezusa” („TP” nr 13) pobrzmiewa teza o fundamentalnym niezrozumieniu przez krytyków metody badawczej, a zatem – jak domniemuję, całości myśli Węcławskiego/Polaka. Nietrudno zauważyć, że teza jest wygodna dla strony konfrontującej się z krytyką, pozwala bowiem zignorować argumenty oponentów jako z zasady nietrafione. Pomijam już to, że jeśli u odbiorców pojawiają się problemy ze zrozumieniem, to nie zawsze z ich winy. Może jednak warto byłoby rozważyć inną możliwość: że krytycy zrozumieli, o co idzie w owej metodzie badawczej, tylko nie zgadzają się z jej założeniami?
O zasadniczym przedmiocie owej niezgody pisałem w „Ku Możliwemu” – trudno mi zaakceptować sprowadzenie analizy doświadczenia wyłącznie do jego podmiotowego aspektu, z pominięciem przedmiotu oraz sieci relacji, w których podmiot pozostaje. Struktura ludzkiego doświadczenia jest chyba bardziej złożona niż zakłada to projekt Węcławskiego/Polaka. Kwestia podejścia do pytania o „obiektywne” istnienie Boga jest pierwszą i bodaj najistotniejszą z konsekwencji tej fundamentalnej różnicy – słusznie uwypukloną przez abp. Józefa Życińskiego w tekście „Ja jestem interpretacja” („TP” nr 10) – ale nie jedyną. Innymi są pytania o znaczenie i rolę relacji jednostki (i jej doświadczenia) do wspólnoty, tradycji interpretacyjnej czy pewnego dziedzictwa doświadczeń. Trudno się oprzeć wrażeniu, że niezdolność do dostrzegania w Kościele czegoś poza „strukturą władzy” jest podstawowym efektem wspomnianej redukcji analizy doświadczenia.
Drugie zastrzeżenie dotyczące metody odnosi się do roli w niej rekonstrukcji historycznej postaci Jezusa. Zarówno Węcławski/Polak, jak i Augustyniak podkreślają jej znaczenie, ale jednocześnie drugi pisze: „celem nie jest zdobycie »obiektywnej wiedzy« o autentycznych słowach i czynach Nauczyciela z Nazaretu”. Oburza go zarzut aprioryzmu, jednak kilka linijek od miejsca, w którym oburzenie wyraził, stwierdza: „do ukrytej za religijną wykładnią chrześcijaństwa tajemnicy Jezusa można dotrzeć okrężną drogą poprzez zrozumienie sensu własnego bycia”. Oczywiście ta „okrężna droga” omija niewygodne świadectwo wspólnoty wierzących, pytanie tylko, czy na jej końcu docieramy do doświadczenia Jezusa? I, ostrzej formułując, po co tu w ogóle odwołanie do Jezusa? Zaś spoglądając pod innym kątem: czy myślenie takie nie zakłada istnienia jakiegoś uniwersalnego bądź transpodmiotowego sensu (jeśli z analizy własnego mogę wnioskować o czyimś) – ujawniając tym samym pewną systemową niekonsekwencję?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.