Naprotechnologia: skuteczna i tania alternatywa dla in vitro? Pseudonaukowa metoda dla katolików, którzy boją się sztucznej prokreacji? A może wyzwanie dla współczesnej medycyny, by była bardziej ludzka? Tygodnik Powszechny, 28 września 2008
Ela na śniadanie je chleb orkiszowy, pomidora, cudem znalezioną w sklepie w Dublinie mozzarellę z mleka bawołu. Jest uczulona na pszenicę i większość nabiału, choć nigdy nie miała dokuczliwych objawów. Badania zrobiła dopiero, gdy się dowiedziała, że taka alergia może być jedną z przyczyn jej niepłodności.
Od kiedy 35-letnia Ela jest na diecie, ma dobry poziom progesteronu. To konieczne, żeby zajść w ciążę i ją utrzymać. A ona jest właśnie w siódmym miesiącu.
Po czternastu latach małżeństwa z Darkiem. Po ponad ośmiu od diagnozy: „niepłodność o nieustalonej przyczynie”. Po ośmiu od przeprowadzki z Warszawy pod Dublin. Po dwóch od narodzin pierworodnego – Jasia. Po czterech od rozpoczęcia leczenia w klinice doktora Phila Boyle’a w irlandzkim Galway.
– Dziś się śmiejemy, że przydała nam się ta Irlandia – mówi Elżbieta, jedna z pierwszych Polek leczonych skutecznie według reguł naprotechnologii.
Natural Procreative Technology (NPT lub NaPro) to dziedzina medycyny służąca leczeniu niepłodności, powtarzających się poronień, zespołu napięcia przedmiesiączkowego i innych przypadłości ginekologicznych. Wynalazcy NaPro uważają, że jest o wiele skuteczniejsza od in vitro. To dziedzina jeszcze niszowa. W Polsce jest tylko jeden certyfikowany instruktor i lekarz. 30 listopada u lubelskich dominikanów ma się odbyć pierwsze szkolenie dla przyszłych instruktorów i lekarzy.
Nie byłoby naprotechnologii bez encykliki „Humanae vitae” Pawła VI, którą w 1968 r. przeczytał student medycyny Thomas Hilgers z Omaha w Nebrasce, dziś profesor szkoły medycznej na jezuickim Uniwersytecie Creighton. – Zanim encyklika się ukazała, spodziewałem się, że Kościół w końcu zmieni podejście do antykoncepcji. Ale kiedy ją przeczytałem, natychmiast się nawróciłem – mówił dr Hilgers na antenie Spirit Catholic Radio w Omaha. W 1976 r. rozpoczął badania nad płodnością. Dziewięć lat później założył Instytut Pawła VI. Wyszkolił wielu lekarzy, w tym dr. Boyle’a. W 2004 r. wydał podręcznik.
Naprotechnologia nie jest i jest zarazem nowością. Składają się na nią m.in.: obserwacja cyklu miesiączkowego według tzw. Modelu Creightona, badania poziomu hormonów, nasienia, USG, leczenie farmakologiczne, laparoskopia – a to przecież codzienność współczesnej medycyny. Tyle że chodzi o cały system pracy z parami. Istotne jest podporządkowanie rytmowi cyklu, dlatego na diagnozę czeka się nawet do roku. – Próbujemy znaleźć przyczynę problemu, a potem go usunąć. Dlatego trzeba czasu. Wtedy para może kilka razy zachodzić w ciążę. Inaczej jest ze sztucznymi metodami prokreacji, gdzie problem się obchodzi dookoła, a nie rozwiązuje – wyjaśnia „Tygodnikowi” dr Boyle. – Nie możemy oczywiście powiedzieć, że rozwiązaliśmy wszystkie problemy z niepłodnością, ciągle się uczymy – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.