Zmowa aniołów

Jest ich w Polsce kilkudziesięciu. Idą do bezdomnych, prostytutek, narkomanów. Kim są streetworkerzy? Tygodnik Powszechny, 2 listopada 2008



Kiedy Tomasz Szczepański z Warszawy, zwany Tomalą, powiedział w domu, że idzie na ulicę, ojciec zaprotestował: – Oni cię zabiją. – Miał mocny argument, własne doświadczenie z pogotowia opiekuńczego, gdzie przez lata pracował jako pedagog.

Gdy na ulicę szedł Robert Łukasik, wychowany w podkoszalińskiej wsi, nikt się jego losem nie przejmował; ojciec zdążył już zapić się na śmierć, a matka, na okrągło pijana, nie miała kontaktu z rzeczywistością.

Jak na ulicę szła Natalia Magreta z Ełku, w domu usłyszała: – To twoje życie, rób, co chcesz.

Na ulicy Tomala wziął sobie dzieciaki, Łukasik sprzedających się za pieniądze, głównie mężczyzn. Magreta narkomanów.

Brama

Szczepańskiego, dziś po studiach resocjalizacyjnych, 31-letniego, posłał na ulicę Witkacy.

Jest rok 1990, do Warszawy przyjeżdża uznany bretoński pedagog Daniel Cueff, prywatnie fan Witkacego. Właśnie odbywa się tu festiwal jego twórczości. Na raucie w teatrze Rampa Cueff poznaje ówczesnego kuratora Włodzimierza Paszyńskiego.

Francuz opowiada o prowadzonym przez siebie od kilku lat eksperymencie: wraz z kilkorgiem zapaleńców odwiedza betonowe podwórza komunalnych blokowisk, zasiedlone przeważnie przez emigrantów. Wałęsają się tam gromady agresywnych, osaczonych przez nudę dzieci. Cueff chce pokazać im inny świat. Nie moralizuje, nie karci, nie ocenia, tylko organizuje im czas. Rezultaty są zdumiewające. Paszyński proponuje: – Niech pan przyjedzie do nas.

Przyjeżdża. Tomala jest wtedy wyróżniającym się uczniem policealnej szkoły pracowników społecznych. Kiedyś jej dyrektorka mówi: – Pewien Francuz robi casting. Szuka dwóch osób do dzieci na Pradze. Porozmawiajcie.

Po tym spotkaniu Cueff go wybiera.

W Polsce mijają pierwsze lata ustrojowej transformacji. Praga Północ to walące się rudery, smród uryny, w mieszkaniach pluskwy i wszy. Na stole wódka, spleśniały chleb, na gazecie wędzona ryba. Tomala pamięta dzieci wygrzebujące ze śmietników resztki jedzenia. Pamięta też swój pierwszy dzień na ulicy. Wchodzi na podwórko na Stalowej z Danielem i jeszcze jednym młodym pedagogiem. W bramie grupa wyrostków. Zabijają czas roztrzaskując butelki o okienne szyby, klną jak szewcy.

– No nie, z nimi już nic nie da się zrobić – mówi Tomala do Cueffa.

A ten: – Zapamiętaj, ze wszystkimi da się coś zrobić.

Poza tym jednym zdaniem nigdy nie udzielił im żadnej rady, nie szkolił, choć wykładał na dwóch uniwersytetach. Tylko przyjeżdżał raz na kwartał i obserwował, jak pracują. Potem szli do knajpy i pytał ich o kolejne pomysły na ulicę. Wściekali się, że tylko tyle. Dziś Tomala wie, że to było mądre, bo w tej robocie bierze w łeb każda teoria. Żaden kurs nie nauczy, jak przedrzeć się przez obcość, dzikość, strach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...