O. Jan Andrzej Kłoczowski: Przed Soborem Kościół „nauczający” mówił językiem, którego Kościół „nauczany” nie rozumiał, a tego, co zdołał zrozumieć, nie umiał przełożyć na życie Tygodnik Powszechny, 8 lutego 2009
Czy jako młody chłopak Ojciec nie czuł się nieswojo w tej tajemniczej rzeczywistości?
To była od dzieciństwa moja liturgia. Byłem ministrantem, więc umiałem odpowiadać po łacinie. Uczono mnie, bym rozumiał słowa, które mówię. Nawiasem mówiąc, funkcja ministranta wymagała dużej sprawności. Szczególnie gdy trzeba było szybko wypowiedzieć modlitwę: „Suscipiat Dominus sacrifitium de manibus tuis...”.
Czyli...?
„Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego imienia, a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego”. Zatem w przyglądaniu się liturgii przedsoborowej nie powinniśmy popadać w skrajności. Owszem, tak ważna dla niej „zasłona świętości” mogła komplikować świadome uczestniczenie we Mszy. Skąd się wzięło powiedzenie „hokus pokus”?
Z tego, że ludzie nie bardzo wiedzieli, o co chodzi, gdy słyszeli: „Hoc est enim Corpus Meum...”. Ale z kolei, gdy mówię po polsku: „To jest bowiem ciało Moje...”, to są równie tajemnicze słowa, jak wtedy, gdy są wypowiedziane po łacinie, po grecku czy w jakimkolwiek innym, choćby najbardziej starożytnym języku.
Czy Ojciec wyobraża sobie, że na „dwunastce” mówi właśnie: „Hoc est enim Corpus Meum...”? Ceremoniarz papieski, ks. Guido Marini, ujawnił, że Stolica Apostolska rozważa pomysł powrotu do obowiązkowej łaciny przy niektórych modlitwach.
Nie sądzę, by do tego doszło, gdyż taki obowiązkowy podział na modlitwy łacińskie i narodowe podczas Mszy byłby czymś sztucznym. Natomiast nie mam nic przeciwko np. chorałom gregoriańskim czy śpiewaniu kanonów z Taizé po łacinie. Na „dwunastce” w okresie Wielkiego Postu po podniesieniu śpiewamy na klęcząco piękny kanon „Crucem tuam”. To chyba ułatwia moment adoracji i modlitewnego skupienia. Absurdem byłoby dostrzegać w tym tradycjonalizm.
Ile jest prawdy w opinii, że w czasach przedsoborowych obowiązywał klerykalny podział na Kościół nauczający i Kościół nauczany, co czyniło z wiernych dodatek do instytucji istniejącej przede wszystkim dla samej siebie?
To zbyt łatwa diagnoza. Kościół zawsze był dla wiernych – służył sakramentami, udzielał wsparcia duchowego, tworzył miejsce dla wspólnoty w wierze. Przestrzegałbym przed popadaniem w mitologię, twierdzącą, że chrześcijaństwo zaczęło się od Soboru Watykańskiego II. Chrześcijaństwo ma swoje źródła w nauczaniu Chrystusa i w pierwotnym Kościele. To, co fundamentalne dla naszej wiary, istniało od początku i istnieje także dzisiaj.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.