O. Jan Andrzej Kłoczowski: Przed Soborem Kościół „nauczający” mówił językiem, którego Kościół „nauczany” nie rozumiał, a tego, co zdołał zrozumieć, nie umiał przełożyć na życie Tygodnik Powszechny, 8 lutego 2009
Artur Sporniak: Z czym się Ojcu kojarzy słowo „sobór”?
O. Jan Andrzej Kłoczowski: Przede wszystkim z wyborem osobistej drogi życiowej. Nie ukrywam, że właśnie trwający wówczas Sobór w znacznym stopniu zaważył na mojej decyzji wstąpienia (w 1963 r.) do dominikanów.
To było tuż po śmierci Jana XXIII – podczas obłóczyn, kiedy nowicjusze po raz pierwszy przywdziewają habit i otrzymują zakonne imię, ówczesny poznański przeor o. Michał Mroczkowski powiedział: „Twoim patronem tak naprawdę będzie Jan XXIII, ale póki nie zostanie oficjalnie wyniesiony na ołtarze, niech się tobą opiekuje św. Jan Chrzciciel”. Bardzo się z tego ucieszyłem, gdyż papież ten imponował mi skromnością i zarazem odwagą podejmowania problemów, które ujawniały się w Kościele. I cieszę się, że jest teraz moim „oficjalnym” patronem.
Nie można bowiem powiedzieć, że idea soboru powstała nagle. Jego potrzeba dojrzewała od dłuższego czasu. To było widoczne z jednej strony w refleksji teologicznej na temat Kościoła, na co wskazuje np. w swoich wspomnieniach o. Yves Congar, pisząc o bolesnych doświadczeniach, które go osobiście dotknęły jako teologa, ale zarazem świadcząc o niezachwianej wierze, że wierność prawdzie musi przynieść owoce.
Z drugiej strony wyraźnie narastała świadomość konieczności większego zaangażowania świeckich w Kościele. Zwłaszcza w liturgii – to było dla mnie bardzo ważne. Tym, co mnie w znacznym stopniu duchowo ukształtowało w okresie studiów, a więc w latach 1955-60, było uczestniczenie w dominikańskich „siódemkach” w Poznaniu. Te akademickie Msze były – jak to się wtedy mówiło – recytowane. To znaczy, na poszczególne wezwania kapłana odpowiadali wszyscy, a nie tylko ministranci.
Po łacinie?
Oczywiście, wówczas cała Msza odprawiana była po łacinie.
Łącznie z Ewangelią?
Do czytanej po łacinie Ewangelii (później odczytywanej po polsku) zwykle nawiązywała homilia. Poza tym świeccy mogli korzystać z mszalików. My posługiwaliśmy się przygotowanym przez benedyktynów tynieckich polsko-łacińskim Mszałem Rzymskim.
Na jednym z tradycjonalistycznych forów internetowych znalazłem ciekawą informację: „W mszaliku mojej babci formuła konsekracyjna opatrzona była uwagą: »Nie tłumaczy się!«”. Czy to nie było podejście trochę magiczne?
A czy nie ma czegoś słusznego w tym, że Żydzi nie wymawiają imienia Najwyższego? W ten sposób dają wyraz intuicji Świętości, która jest niewyrażalna i niedotykalna. Liturgia przedsoborowa zawierała w sobie element dystansu, który mógł budzić – przynajmniej u niektórych – świadomość świętości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.