Dlaczego jedne kościoły pękają w szwach, inne zieją pustką? Dlaczego wokół o. Góry zbierają się tysiące młodych ludzi, a o. Kłoczowski nie czyta z ambony listów Episkopatu? Jeśli zatrzymać się na poziomie deklaracji, powstaje obraz idylliczny. Spróbujmy zejść głębiej Tygodnik Powszechny, 15 marca 2009
Słowo
Chrześcijanin zaś głosi Ewangelię i żyje nią. „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie” – wskazał Benedykt XVI w cytowanej już encyklice. Co więcej: „Prawdziwą nowością Nowego Testamentu nie są nowe idee, lecz sama postać Chrystusa, który ucieleśnia pojęcia”.
We współczesnej Polsce katolicyzm trafił na targowisko idei. Jednak nie to jest dla niego zagrożeniem. Zagrożenie pojawia się wówczas, gdy chrześcijaństwo sprowadzi się do poziomu targu – czyli przedstawi jako system myślowy, zbiór norm etycznych, nakazów i zakazów. A przecież „wiara jest odpowiedzią człowieka daną Bogu”, jak mówi Katechizm. W warunkach „konkurencji” tym bardziej musi być wyborem.
A siłą chrześcijaństwa, która wynosi je ponad, jest spotkanie z Ewangelią.
Nieprzypadkowo z omówionych badań wynika, że młodzi są wyczuleni na świadectwo. Oczekują, że Kościół da im możliwość pogłębiania życia duchowego, zrozumienia sensu istnienia, a nie zbiór reguł – bo ich mozaikę mogą zbudować w oparciu o opinie ekspertów. Kościół ma tylko Ewangelię. Dlatego kluczowe jest to, jak jej słowo wprowadza w świat.
Dlaczego jedne kościoły pękają w szwach, inne zieją pustką? Dlaczego wokół o. Jana Góry zbierają się tysiące młodych ludzi? Z drugiej strony, dlaczego trzy czwarte polskich katolików nie ma i nie chce mieć wpływu na życie swojej parafii (CBOS, sierpień 2008 r.)? Dlaczego tylu wiernych wsiada w niedzielę w samochód i szuka Mszy na drugim końcu miasta?
obrze oczywiście, że rozwijają się duszpasterstwa profilowane. Ale niedobrze, że zaniedbano „zwykłe” niedzielne Msze – bo niedzielna formacja dotyka wszystkich, a nie tylko zaangażowanych. Czasami bywa i tak, że ksiądz, który poświęca się pracy duszpasterskiej w środowisku alkoholików, później na ambonie nie potrafi wyjść poza ramy tak przykrojonego świata. Wszędzie dostrzegając widmo uzależnienia, staje się aktywistą, a nie przewodnikiem duchowym.
Ks. Andrzej Luter, wykładowca seminarium duchownego w Łowiczu, mówi, że trzeba mówić językiem, który będzie słyszalny przez młodych katolików: – Głos Kościoła powinien rozbrzmiewać także w miejscach, gdzie nie jest mile widziany.
– Zazwyczaj kazanie ma dwa scenariusze: wchodzi na wysoki poziom teologii albo schodzi do niskiego poziomu psychologii – dodaje publicysta „Więzi” Grzegorz Pac. – W obu przypadkach pytam: co to ma wspólnego z moją wiarą?
Kaznodziejstwo jest lepsze, jeśli ksiądz dzieli się tym, czym żyje. Gorsze, jeśli żyje fikcją: wiedzą z telewizji i kolorowych gazet (choć powinien je czytać, by wiedzieć, czym żyją wierni). Chce być blisko życia, ale „nie myśli Ewangelią” – wtedy kazania to sentymentalne opowieści, które mówią o wartościach, a nie o spotkaniu Chrystusa. Można wiernym kazać przestrzegać postu – a można też opowiedzieć im o poszczącym Chrystusie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.