W Kościele nie da się uciec od podziału: księża i wierni, my i oni, aktorzy i publiczność, dawcy i biorcy. Te relacje nie mogą być jednak polemiczne. Tygodnik Powszechny, 28 czerwca 2009
Jak pisał ks. Janusz Pasierb, księża „są ludźmi pomiędzy Bogiem a ludźmi, między niebem a ziemią. Mówiąc do Boga, księża muszą być po stronie ludzi; mówiąc do ludzi, muszą być po stronie Boga. Żyć między niebem a ziemią to nie jest sytuacja towarzyska”. To prawda. Trudno i niebezpiecznie żyć nieustannie w jakimś „pomiędzy”. Ale życie takie wydaje się koniecznością.
Benedykt XVI ogłosił Rok Kapłański pod hasłem „Wierność Chrystusa. Wierność kapłana”. Na temat kapłańskiej wierności powstanie pewno wiele tekstów. Większość z nich będzie zapewne dotyczyła wierności kapłana wobec Boga. To wierność fundamentalna. Ale jest jeszcze wierność wobec człowieka. Być może nawet trudniejsza do zrealizowania. To wierność polegająca na dzieleniu życia z innymi.
Moje doświadczenie wykładowcy homiletyki pokazuje, jak naturalnie klerycy dryfują ku „inności” kapłańskiego świata – od momentu włożenia sutanny pomału wchodząc w rolę księdza, zanim jeszcze święcenia uczynią ich kapłanami. Widać to choćby w kazaniach, gdzie najtrudniejszy moment stanowi znalezienie owego pomostu między Ewangelią a życiem, ale nie ich życiem, lecz ich obecnych i przyszłych słuchaczy.
W ten sposób rodzi się owa kaznodziejska „niemoralność” wcale nie wynikająca z braku retorycznych zdolności czy teologicznego niedouczenia. Taka „niemoralność” kapłańska może mieć nie tylko kaznodziejską, ale także kancelaryjną, liturgiczną, katechetyczną czy – tak to nazwijmy – konfesjonałową wersję. Wszystkie one wynikają z tego samego – z wybudowania „czwartej ściany” między księdzem a świeckimi, między kapłanem a resztą.
Ks. Jerzy Szymik pisał gdzieś o Bogu „sympatycznym”, tzn. czującym wespół z nami, współ-czującym. Myślę, że wśród wiernych jest wielkie zapotrzebowanie na kapłaństwo „sympatyczne”, co wcale nie oznacza kapłaństwa z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Chodzi o takich księży, którzy byliby zdolni do współodczuwania – czucia wespół z tymi, do których nie tylko zostali posłani, ale z których zostali wzięci.
***
Czwarta ściana daje bezpieczeństwo, a przynajmniej jego złudzenie. Ten jednak, kto ją zbuduje, „będzie ukarany, a kara jest jedna: brak kontaktu. Odbiorca pozostanie niemy, obojętny, pasywny”. A przecież chodzi – ni mniej ni więcej – tylko o jego i nasze zbawienie. I jeśli nawet Kościół jest teatrem, a kapłan aktorem, to tylko takim, który zaprasza do współtworzenia. A jak mówiła Bergmanowska Anna, „prawdziwy aktor zawsze dociera”.
Pod warunkiem jednak, że „czwarta ściana” nie tylko jest niewidoczna, ale nie ma jej wcale.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.