W grudniu 2006 Stowarzyszenie Vox Humana i Fundacja Kultury Chrześcijańskiej ZNAK zorganizowały debatę nt. udziału polskich wojsk w operacji w Afganistanie. Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty tej rozmowy. Znak, 3/2007
Weźmy pod uwagę, że współpraca ze światem islamu jest absolutnie konieczna, nie ma innej drogi. Skoro już nam się zdarzyło żyć na jednym globie, musimy niezwykle poważnie potraktować to współistnienie. Musimy także brać pod uwagę względy demograficzne. Historia idzie w kierunku, o którym przed 11 września jeszcze nie myśleliśmy. Europejczycy maleją liczebnie, a islam ma niesłychanie silną instytucję rodziny. Nie występuje też w tych krajach destrukcja społeczna spowodowana alkoholizmem. Z biegiem lat będziemy coraz bardziej kurczącą się mniejszością w Eurazji (a grupa wyznawców islamu ciągle rośnie).
W słowach Pani Profesor jest jedna iskierka nadziei: wygląda na to, że Polacy nie są jeszcze traktowani przez Afgańczyków na równi z Amerykanami, ale tego procesu chyba nie uda się powstrzymać. Spróbujmy zatem zapytać o możliwe scenariusze rozwoju Afganistanu. Innymi słowy: co należałoby w tej sytuacji przedsięwziąć? Mleko się rozlało…
PIOTR KŁODKOWSKI: Mleko się jeszcze całkiem nie rozlało... Na szczęście polska obecność w Afganistanie jest też zauważalna na innej płaszczyźnie, choćby dzięki Polskiej Akcji Humanitarnej i słynnej zbiórce „Złotówka od każdego polskiego dziecka na szkołę muzyczną w Afganistanie”, dzięki której część afgańskich dzieci być może po raz pierwszy mogła zagrać na jakimś instrumencie. O ile jednak Polacy dość chętnie wspomagali akcję finansowo, o tyle rząd polski nie dał ani grosza. Pieniądze rządowe zostały przeznaczone na coś zupełnie innego.
Jakie mogą być scenariusze? Pozwoliłem sobie sięgnąć do rozmaitych analiz, m.in. przygotowanych przez International Crisis Group, a więc jeden z najbardziej wartościowych ośrodków analitycznych. Wniosek jest jeden – o ile istnieje jakoś przygotowany scenariusz militarny operacji w Afganistanie, o tyle nie istnieje żaden scenariusz polityczny. Oprócz ogólników ciężko mówić o sprecyzowanym planie A i B. Mamy, owszem, generalne sformułowania, takie na przykład, że powinien funkcjonować rząd Karzaja (notabene zatrudniający ochroniarzy pochodzących ze Stanów Zjednoczonych, co nie uwiarygodnia owego rządu w Afganistanie). Nie ma też planu, jak pozyskiwać dla sprawy samych Afgańczyków. W wielu raportach pojawia się fundamentalny zarzut: pomoc humanitarna dla Afganistanu w liczbach bezwzględnych jest mniejsza niż pomoc dla krajów afrykańskich, mimo że to w Afganistanie toczą się walki.
Sprawa kolejna: konsekwencją interwencji ma być także i to, że w dużym stopniu zostanie wyeliminowana produkcja opium. Problem w tym, że, jak się domyślam, władze NATO nie mają żadnej alternatywy dla chłopów, którzy teraz to opium uprawiają. Jeżeli ich pola zostaną całkowicie zniszczone, ci ludzie nie będą mieli z czego żyć – chwycą za broń, bo co im pozostanie? Nie ma tutaj żadnego pomysłu – niszczy się, owszem, pozbawia ludzi środków do życia, ale nie daje się nic w zamian.
Sądzę, że ta wojna będzie się raczej rozwijać. Spędziłem sporo czasu w sąsiadującym z Afganistanem Pakistanie i wiem, że liczba tamtejszych ochotników, którzy przejdą przez granicę, by walczyć z NATO, będzie rosła. A granica jest dziurawa, liczy prawie dwa i pół tysiąca kilometrów i nie sposób jej upilnować. Pakistan ma 140 milionów mieszkańców, z czego ogromna część to Pasztuni, których bracia i siostry żyją w Afganistanie. Co więcej, talibowie zostali wykształceni właśnie w Pakistanie i zainstalowani po drugiej stronie granicy przez ISI, czyli wywiad pakistański. Część armii pakistańskiej musi z konieczności współpracować bardzo blisko z wojskami NATO. Mówię to z wahaniem, bo proszę pamiętać, że siły NATO dzielą się na dwie części: jedna to około 30 tysięcy żołnierzy (wśród nich są Polacy), którzy stacjonują w Afganistanie, druga – licząca obecnie około 10 tysięcy – w ramach akcji „Trwała Wolność” zajmuje się oficjalnie ściganiem terrorystów na terenie i Afganistanu, i Pakistanu. Raporty mówią, że armia pakistańska coraz rzadziej chce w tym uczestniczyć, dlatego że określenie „terrorysta” może dziś oznaczać każdego. Radykalizuje się część partii politycznych, ale poparcie dla stosowania przemocy spada. Ludzie są tym wszystkim zmęczeni. Ale jeżeli dojdzie do eskalacji i na wiosnę zjawią się kolejne kontyngenty, kto wie, czy po drugiej stronie granicy owo napięcie i niechęć nie tylko w stosunku do Amerykanów, ale i do własnych rządów, które wspierają Amerykę, nie wzrosną.