Afganistan a sprawa polska

W grudniu 2006 Stowarzyszenie Vox Humana i Fundacja Kultury Chrześcijańskiej ZNAK zorganizowały debatę nt. udziału polskich wojsk w operacji w Afganistanie. Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty tej rozmowy. Znak, 3/2007





BEATA KOWALSKA: Moją wypowiedź chciałabym zacząć od podziękowania za zorganizowanie tego spotkania. Bardzo rzadko mamy okazję słyszeć w dyskusji publicznej głosy krytyczne wobec militarnej obecności Polski na Bliskim Wschodzie. Jak pokazują badania, 70% Polaków było przeciwnych obecności naszej armii w Iraku, nie inaczej wyglądałyby liczby w wypadku Afganistanu. Jest to doskonała okazja do postawienia pytania o procedury podejmowania decyzji tak strategicznych jak udział polskiej armii w wojnie. Jak i czy pluralizm opinii powinien odzwierciedlać się w polityce? Czy tak poważne decyzje w kraju, który od kilkunastu lat buduje demokrację, powinny być podejmowane poza parlamentem? Czym jest polska racja stanu? I wreszcie – w jaki sposób winny być ustalane priorytety budżetowe? Przypomnę tylko, że w budżecie na 2007 rok na obronę przeznaczono około 15 miliardów złotych (wraz z wojskową infrastrukturą ponad 20 miliardów), zaś na ochronę zdrowia niespełna 4, a na oświatę niecałe 2. Czy czujemy się dzięki temu bezpieczniej? Wracając zaś do Afganistanu. Lektura raportów na temat sytuacji w tym kraju pokazuje wyraźnie, że zachodnie próby budowania tam demokracji nie powiodły się. Czym jest bowiem demokracja jak nie upodmiotowieniem społeczeństwa? Tymczasem strategia włączania społeczeństwa afgańskiego w proces transformacji nie została wypracowana do dziś. W raporcie Paula Rogersa z Oxford Research Group czytamy, że „siły NATO w coraz większym stopniu zmuszone są do angażowania się w operacje antypowstańcze, a nie rekonstrukcję kraju. Zaobserwować można znikomą chęć zastosowania metod innych niż militarne”.

W sytuacji, gdy zadajemy sobie pytanie, czy wysłać tam polskich żołnierzy czy nie, należałoby najpierw zapytać o bilans tych pięciu lat, o wspomniany przez Piotra Kłodkowskiego program polityczny, który właściwie nie istnieje. Istnieją natomiast przerażające statystyki militarne: w marcu zanotowano 130 bardzo poważnych ataków na siły NATO, we wrześniu już 300. Ponieważ siły NATO próbują minimalizować swoje ofiary, atakom tym i obronie przed nimi towarzyszy zawsze wsparcie z powietrza – w ciągu sześciu miesięcy dwa tysiące razy użyto samolotów. Oznacza to straty wśród ludności cywilnej, a więc siłą rzeczy wzrost nastrojów antyamerykańskich i protalibskich. Pojawia się pytanie: skoro nie mamy żadnego programu politycznego, to czy „procenty ministra Sikorskiego” (liczba wysłanych żołnierzy na liczbę mieszkańców) są wystarczającym powodem, żeby tam teraz wkraczać? I czy spokojne sumienie polskiego rządu zawsze zapewniać będzie działalność PAH-u, jedynej organizacji (pozarządowej!), która skutecznie pomaga lokalnej ludności?

Działania w Afganistanie dokonywały się dotąd za kurtyną: nie wiemy dokładnie, co tam się działo przez pięć ostatnich lat; wiemy tylko, że teraz nie jest dobrze. Ani słowa o tym, jakie popełniono błędy i co zrobić, by tym razem się przed nimi uchronić. To przypomina politykę informacyjną wobec tego, co się działo w Iraku. Karmieni byliśmy opowieściami o tym, że polscy żołnierze jedli z jakiejś okazji grochówkę, ale nie sposób było się dowiedzieć, czy mieszkańcy Bagdadu mają wodę i prąd. Polskie media w tryumfującym tonie opisywały defiladę naszych oddziałów przed Bramą Isztar w Babilonie. Mój znajomy Irakijczyk porównał to wydarzenie do niemieckiej parady pod Wawelem. Jak się czuli wtedy Polacy, chyba nie trzeba przypominać. Jednak nikt z dziennikarzy nie zapytał, co o takiej polskiej manifestacji sądzą mieszkańcy Iraku.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...