Przez cały okres komunistyczny, my, Polacy, byliśmy beneficjentami systemu ochrony uchodźców opartego na Konwencji Genewskiej. Teraz przyszedł czas spłaty zaciągniętego wtedy długu. Znak, luty 2008
Rozumiem, że teren nie był „psychologicznie” przygotowany do przyjęcia uchodźców – przeszkody techniczne nie stanowiły tu zapewne najważniejszego problemu?
Zdarzało się, na przykład, że okolica była nierozminowana. Problemy techniczne odgrywały jednak mniejszą rolę, wspólnota międzynarodowa radziła sobie z ich rozwiązywaniem. Nie było jednak odpowiednich warunków „psychologicznych”. Nienawiść i poczucie doznanej krzywdy sprawiały, że w praktyce powroty były nierealne. Zdarzało się, że atakowano osiedleńców, napadano w nocy na ich domy. Doniesienia o incydentach opóźniały decyzje innych o powrocie. Zbyt szybkie zainicjowanie powrotów uchodźców odniosło w Bośni skutek odwrotny do zamierzonego.
Jak z perspektywy dwunastu lat po wojnie ocenia Pan dziś sytuację narodowościową w Bośni?
Bośnia jest teraz zupełnie innym krajem, nie ma już powrotu do rzeczywistości sprzed wojny: nie ma warunków do ponownego zaistnienia tego wieloetnicznego konglomeratu społeczności, które przed rokiem 1992, głównie w rejonach miejskich, żyły wspólnie, a tam, gdzie mieszkały obok siebie, przynajmniej tolerowały się nawzajem. Również Sarajewo zmieniło się nieodwracalnie: doszło tam do wymiany co najmniej połowy ludności. Na miejsce dawnych mieszkańców przyjechali przede wszystkim ludzie ze wsi i mniejszych miasteczek, przywożąc inną kulturę i tradycję. Teraz jest to zupełnie inne miasto niż kiedyś.
Jako „narodowe” państwo muzułmańskie Bośnia nie ma szans na rozwój. Jedyną dla niej możliwością jest integracja europejska, która przykłada dużą wagę do aspektu regionalnego. To, czy mieszkamy w jednym państwie czy nie, ma mniejsze znaczenie od tego, że nasz region ma własną tożsamość i może się swobodnie rozwijać.
Wróćmy na chwilę do rzeczywistości konfliktu zbrojnego. W jaki sposób rozgraniczyć pomoc udzielaną uchodźcom od współpracy z jedną ze stron konfliktu? Zdarza się, że siły agresora, po wypędzeniu ludzi z domów, żądają od organizacji międzynarodowych zajęcia się nimi – najchętniej wywiezienia ich jak najdalej. W czasie konfliktu w byłej Jugosławii ONZ miała opory wobec transportowania uchodźców, obawiając się wręcz posądzenia o współudział w czystkach etnicznych.
To poważny problem. Wydaje mi się, że w takich sytuacjach rozstrzygać powinna wola ludzi. Jeżeli decydują się na wyjazd, który dla nich może być jedyną szansą na przeżycie, powinniśmy im w tym pomóc. Nie można czynić z nich zakładników sytuacji politycznej – lub etnicznej – na danym terenie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.