Podstawowym ukierunkowaniem myślenia Arendt było poszukiwanie intelektualnych podstaw funkcjonowania w rzeczywistości, pomimo – a może właśnie dlatego – że nie da się w niej żyć. Wszystkie tradycyjne podstawy upadły. Jak mogę żyć dalej? – zapytuje... Znak, 9/2008
Widać więc wyraźnie, że Arendt jest raczej skłonna do tego, by stwierdzić, że wszelkie pomysły na przebaczenie w polityce są pomysłami albo krótkowzrocznymi, albo po prostu wynikającymi z braku odwagi w myśleniu („Chodzi mi o to, żeby pokazać, jak głęboko zakorzeniony musi być lęk przed wydawaniem sądów, wskazywaniem konkretnych osób i przypisywaniem winy” [20]) lub – co gorsza – chęci zmanipulowania rzeczywistości.
Pojednanie i przebaczenie jest według Arendt niemożliwe. Nie jest to jednak powód, by rezygnować z myślenia. Gdzie zatem szukać warunków intelektualnych, które pozwoliłyby człowiekowi myślącemu zgodzić się na dalsze życie? Możliwość takiego warunku Arendt widzi w prawie. Zdaje sobie, rzecz jasna, sprawę, że w III Rzeszy prawo upadło, zupełnie tak samo jak moralność. Prawem było to, co mówił führer, zniszczeniu uległo prawo pozytywne (czego przykładem choćby ustawy norymberskie).
Jednak to właśnie prawo jest dla niej jedyną szansą na przywrócenie wiary w odpowiedzialność jednostki za swoje czyny, którą to wiarę Arendt czerpie z filozofii Sokratesa i Kanta. Jest nią prawo – pomimo iż procesy zbrodniarzy nazistowskich pozostawiały wiele do życzenia, pomimo iż złapano i osądzono jedynie niewielką część zbrodniarzy hitlerowskich, pomimo iż Arendt zdaje sobie sprawę z tego, że ogromna liczba zbrodniarzy pozostała po wojnie na wolności, i to nie tylko na emigracji w Argentynie, ale również w administracji kanclerza Adenauera i jego najbliższym otoczeniu. Prawo nie jest sposobem na dobre samopoczucie, ale na wytrzymanie rzeczywistości. Powód? W kilku przynajmniej wypadkach udało się osądzić konkretne jednostki za konkretne czyny. Udało się winę udowodnić i wyznaczyć jedyną zapewne właściwą sankcję – śmierć.
Przyznanie prawu tak ważnej roli ani nie było oczywiste, ani nie narzucało się w czasie trwania totalitarnych systemów: „W tamtych czasach, kiedy te potworności się rozgrywały, nie tylko mnie, ale i wielu innym wydawało się, że wykracza to poza wszelkie kategorie moralne i rozsadza wszystkie kryteria sądownictwa. Było to coś, czego ludzie nie mogli ani należycie ukarać, ani wybaczyć. I obawiam się, że w tym niemym przerażeniu wszyscy mieliśmy skłonność do zapominania ściśle moralnych i wykonalnych lekcji, które dano nam wcześniej i [które] będziemy brali nadal, w niezliczonych debatach w salach sądowych i poza nimi. (…) Choć żadne z przywoływanych zwykle uzasadnień [sądowego wymierzania kary] nie jest prawomocne, nasze poczucie sprawiedliwości nie zniosłoby zaniechania kary i puszczenia wolno tych, którzy zamordowali tysiące, setki tysięcy i miliony ludzi. (…) A zatem żądamy kary i wymierzamy ją zgodnie z naszym poczuciem sprawiedliwości, podczas gdy z drugiej strony to samo poczucie uświadamia nam, że wszystkie nasze uprzednie pojęcia dotyczące kary i jej uzasadnienia zawiodły” [21].
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.