Podstawowym ukierunkowaniem myślenia Arendt było poszukiwanie intelektualnych podstaw funkcjonowania w rzeczywistości, pomimo – a może właśnie dlatego – że nie da się w niej żyć. Wszystkie tradycyjne podstawy upadły. Jak mogę żyć dalej? – zapytuje... Znak, 9/2008
Warto zaznaczyć, że słowa Arendt nie dotyczą tylko Niemców: „Od wielu lat spotykamy Niemców, którzy mówią, że wstydzą się być Niemcami. Zawsze kusiło mnie, żeby odpowiedzieć, że wstydzę się, że jestem człowiekiem” [16].
W tym kontekście pojawia się kolejny problem – podwójne załamanie moralności społecznej. „Im mocniej ludzie trzymali się starego zestawu zasad, tym skwapliwiej przystosują się do nowego; łatwość, z jaką to zachodzi w niektórych okolicznościach, istotnie sprawia wrażenie, jakby w momencie transformacji wszyscy spali. Dwudzieste stulecie dużo nas pod tym względem nauczyło. Jakże łatwo przyszło totalitarnym władcom odwrócenie podstawowych przykazań zachodniej moralności – »Nie zabijaj«, w przypadku hitlerowskich Niemiec, i »Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu«, w przypadku stalinowskiej Rosji!” [17].
Abyśmy mogli przebaczyć, musielibyśmy wpierw znać odpowiedzi na podstawowe pytania związane z tym aktem. Jeśli przebaczamy, musimy wiedzieć, co złego ktoś uczynił. Krótko mówiąc, istnieć musi jakiegoś rodzaju wspólna płaszczyzna etyczna łącząca przebaczającego i krzywdziciela, która pozwoli im na porozumienie się.
Jednak najsilniejszym ciosem, jaki Arendt zadaje pojęciu przebaczenia w polityce – nieodzownie związanemu przecież ze zbiorowościami, które wyrażają w deklaracjach pojednania swoją skruchę i prośbę o przebaczenie – jest krytyka pojęć odpowiedzialności i winy zbiorowej. Przede wszystkim nie można wyobrazić sobie konstrukcji filozoficznej zakładającej, że wszyscy Niemcy są winni – dla Arendt jest to równie absurdalne jak zakładanie jakiejś ogólnej niewinności wszystkich Żydów. Jest oczywiste, że każde pokolenie – poprzez sam fakt pojawienia się w pewnym dziejowym kontinuum – zarówno obciążone jest grzechami ojców, jak i czerpie korzyści z dokonań swoich przodków. Wszelkie sposoby mówienia o winie zbiorowej, a więc teorie oparte „na niekonkretnych, abstrakcyjnych, hipotetycznych założeniach – od »ducha czasu« po kompleks Edypa – które cechuje taki stopień ogólności, że tłumaczą one i usprawiedliwiają każde zdarzenie”, są w istocie ucieczką przed sferą możliwych do ustalenia faktów oraz osobistej odpowiedzialności. „Wspólną cechą wszystkich czczych formułek jest to, że czynią one osąd zbędnym, a wypowiedzenie ich nie wiąże się z żadnym ryzykiem” [18]. Pojęcia winy i niewinności mają sens tylko w odniesieniu do jednostek, nie można zaś, jak Jaspers, mówić o winie w sensie politycznym.
Mamy więc do czynienia z zafałszowanymi pojęciami: pojęcia winy i odpowiedzialności zbiorowej są absurdalne z punktu widzenia logiki. Jednak poważniejszy jeszcze problem wiąże się z tym, że chociaż pojęć tych używają osoby realnie poczuwające się do wzięcia odpowiedzialności za reprezentowany przez siebie naród, ci, którzy rzeczywiście powinni przeprosić, chowają się za ich plecami. „Rezultatem tego spontanicznego przyznania się do winy zbiorowej było oczywiście bardzo skuteczne, choć niezamierzone, wybielenie tych, którzy jednak mieli coś na sumieniu” [podkreślenie – H.A.] [19]. Tam zaś, gdzie wszyscy są winni, nikt nie jest winny. Wystarczy tylko podstawić w miejsce zarezerwowane pierwotnie dla Niemiec chrześcijaństwo lub ludzkość, żeby dostrzec niedorzeczność tej koncepcji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.