Dylemat Europy: czy udział w wyścigu ekonomicznym czyni ją przyjazną człowiekowi?

Jeśli Europa będzie chciała gonić USA, korzystając z tej samej strategii rozwoju, to być może zwiększy innowacyjność, polepszy wydajność pracy, ale wątpliwe, czy będzie w stanie jednocześnie redukować bezrobocie i chronić klimat i środowisko, zapewnić stabilność rodzinie. Znak, 11/2008



Wykazał w niej kurczenie się zasobów pracy, w czym dużą rolę odgrywa postęp, zwłaszcza w technikach informatycznych. Pozwalają one zrezygnować z pośrednich form kontroli człowieka nad procesem produkcyjnym (re-engineering), gdyż szczegółowo zaprogramowana maszyna wykonuje dokładnie każde zadanie. Część zwalnianych osób znajduje inną pracę, ale często w niepełnym wymiarze, gorzej płatną i poniżej ich kwalifikacji. Ekonomista A. Lubowski notuje:

W ocenie biura statystyki pracy, agencji rządowej USA, w obecnej dekadzie przewiduje się szczególny popyt na sprzedawców sklepowych, pielęgniarki, dozorców, kierowców ciężarówek, personel zakładów szybkiego żywienia, pomoc nauczycielską i ogrodników – niekoniecznie wysoko opłacane profesje.[3]

Jednocześnie bardzo zwiększyła się rozpiętość zarobków. Rifkin zwraca uwagę, że rewolucja informatyczna, chociaż poważnie uszczupliła możliwości awansu sporej części młodej generacji absolwentów uczelni, dla niewielkiej ich liczby zajmujących wysokie stanowiska okazała się prawdziwym dobrodziejstwem:

W 1953 roku na wynagrodzenie dyrekcji – pisze on – przeznaczano 22% zysku korporacji, a w roku 1987 67%. W 1979 roku naczelny dyrektor amerykańskiej korporacji zarabiał 29 razy więcej niż przeciętny robotnik fabryczny, a w roku 1988 już 93 razy więcej.[4]

Od 1987 roku dysproporcje płacowe między kierownictwem a zwykłymi pracownikami jeszcze się pogłębiły, na co zwraca uwagę Tony Judt, amerykański politolog z New York University:

Dla wyższej warstwy dyrektorskiej – pisze Judt – stosunek ten wynosi 475:1, a byłby dużo większy, gdyby porównać nie dochód, lecz majątek. Tymczasem w Wielkiej Brytanii wynosi on 24:1, we Francji 15:1, a w Szwecji 13:1. W Stanach uprzywilejowana mniejszość ma dostęp do najlepszej w świecie opieki medycznej, jednak aż 45 mln Amerykanów nie ma dostępu do żadnego ubezpieczenia zdrowotnego.[5]

Jednocześnie przestrzega on Europejczyków przed naśladowaniem Stanów Zjednoczonych, w których w 2005 roku 1% najbogatszych skupiał 38% majątku, a równocześnie co piąty dorosły cierpiał biedę.
Jean Paul Fitoussi i Pierre Rosanvallon, dwaj francuscy politolodzy, zwracają uwagę, że w dzisiejszych czasach „pojawiły się wyraźnie dwa rodzaje bezrobocia – pierwsze strukturalne, dotyczące całych grup społecznych, i dynamiczne mające charakter wewnątrzgrupowy”.[6]

W tym ostatnim chodzi o ludzi, którzy mają dobre kwalifikacje, ale często na skutek przypadku wypadają ze swojej grupy zawodowej: „Rezultatem nierówności w grupie”, piszą Fitoussi i Rosanvallon, „jest wykluczenie – zerwanie przynależności – albowiem układem odniesienia dla tych, którzy są jego ofiarami, jest nadal grupa zawodowa, do której uprzednio należeli”.[7] Rezultatem wykluczenia jest proces rozpadu środowisk i z tego powodu wykluczenia dotykają nie tylko tych, którzy de facto stają się „wykluczeni”, lecz pośrednio uderzają w całe społeczeństwo.
 


[3] A. Lubowski, „Gazeta Wyborcza”, 29–30 I 2005
[4] J. Rifkin, dz. cyt., s. 222–223
[5] T. Judt, „Gazeta Wyborcza”, 19–20 III 2005
[6] J.P. Fitoussi, P. Rosanvallon, Czas nowych nierówności, Kraków 2000, s. 55
[7] Tamże

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...