Jeśli Europa będzie chciała gonić USA, korzystając z tej samej strategii rozwoju, to być może zwiększy innowacyjność, polepszy wydajność pracy, ale wątpliwe, czy będzie w stanie jednocześnie redukować bezrobocie i chronić klimat i środowisko, zapewnić stabilność rodzinie. Znak, 11/2008
Bardzo ciekawe rozważania dotyczące wykluczania czyni noblista Amartya Sen, zastanawiając się, dlaczego w Stanach Zjednoczonych, kraju tak bogatym, może występować niedożywienie. Wskazuje on, że w kraju tym nawet najubożsi mają dochody wyższe niż w zasadzie niezagrożona brakiem żywności klasa średnia w wielu krajach mniej zamożnych. Sen pisze:
nawet, jeśli uwzględnimy różnice cenowe, ów paradoks nie zniknie… W wyjaśnieniu tego paradoksu może pomóc kategoria zdolności. (…) względny niedostatek w przestrzeni dochodów może rodzić bezwzględne upośledzenie w przestrzeni zdolności – trzeba mieć odpowiedni dochód umożliwiający identyczne z innymi funkcjonowanie społeczne, takie jak na przykład „publiczne pokazywanie się bez wstydu” czy „branie udziału w życiu wspólnoty” [8]
– co oznacza niedopuszczenie do wykluczenia. Wykorzystując część zasobów na realizację funkcjonowania społecznego, często uszczupla się środki przeznaczone na żywność. Powszechnie wiadomo, że ludzie, zwłaszcza młodzi, skłonni są nie dojadać, aby móc kupić na przykład odpowiednie ubranie obowiązujące w ich środowisku.
Sądzę, że brak telefonu komórkowego może dziś wykluczyć kogoś z grupy, która przestawiła się na ten sposób komunikowania. W innych sytuacjach może to być brak samochodu, który wyklucza określone miejsca zamieszkiwania. Zygmunt Bauman podkreśla, że sytuację wykluczanych pogarsza fakt, iż „nie żyją oni w osobnym, przykrojonym do ich możliwości świecie: muszą żyć w świecie urządzonym na miarę potrzeb posiadaczy mamony” [9]. To ważna uwaga, ponieważ ta grupa ludzi stale zwiększa skalę ubóstwa.
Wydaje się, że strach przed bezrobociem i wykluczeniem jest jedną z przyczyn kryzysu demograficznego w Europie. Nasila się bowiem tendencja do likwidowania stałych posad i zastępowanie ich czasowymi kontraktami, co nazywa się elastycznością zatrudnienia. Jest to może uzasadnione z punktu widzenia wzrostu gospodarczego (przynajmniej w krótkiej perspektywie), ale powoduje brak poczucia stabilności ekonomicznej, co dla wielu ludzi jest przeszkodą w zakładaniu rodziny i posiadaniu dzieci. Widziałem niedawno billboardy informujące, że 20% Polek nie chce mieć dzieci, gdyż boi się utraty pracy. Rzeczywiście w wyścigu ekonomicznym nie ma miejsca dla kobiety w ciąży – gospodarka potrzebuje, mówiąc przenośnie, kierowców Formuły 1. Wszystko to wynika z wpajanego nam imperatywu, że gospodarka musi stale wzrastać.
Dlaczego gospodarka nie musi ciągle wzrastać?
Znany publicysta Witold Gadomski przypomniał definicję ekonomii: „jest to nauka o organizowaniu się społeczeństwa dla rozwiązywania problemu niedoboru”[10]. Jeśli tak definiuje się ekonomię w podręcznikach, to trzeba powiedzieć, że dzisiejsza praktyka gospodarcza bardzo od tej nauki odbiega, ponieważ celem jej jest maksymalizacja zysku. To ona przede wszystkim, a nie likwidacja niedoborów, wymaga stałego wzrostu gospodarczego.
Kraje bogate, w tym europejskie, posiadają potencjał gospodarczy wystarczający dla zapewnienia wszystkim godziwych warunków życia. Nie znaczy to, że wszystkim w tych krajach dobrze się powodzi, o czym mówiliśmy wyżej. Warto przypomnieć, że na poświęconej zrównoważonemu rozwojowi konferencji Unii Europejskiej w Goeteborgu w 2001 roku zwrócono uwagę, że dochody Europejczyka są dziś pięć razy większe niż na początku XX wieku, ale wciąż jedna osoba na sześć cierpi biedę. W Polsce ocenia się, że dotyczy to 4–6 mln ludzi, a szczególnie bulwersujący jest fakt, że nie dojada 800 tys. dzieci, mimo iż w kraju nie brakuje żywności.
[8] A. Sen, Nierówności. Dalsze rozważania, tłum. I. Topińska, Kraków 2000, s. 138–140
[9] Z. Bauman, „Gazeta Wyborcza”, 3–4 VII 1999
[10] W. Gadomski, „Gazeta Wyborcza”, 9–10 VI 2001
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.