Wschodni brzeg Niewiaży, jednego z dopływów Niemna. Szetejnie – wioska w powiecie kiejdańskim na Litwie, gdzie w 1911 roku rozpoczęła się przygoda Czesława Miłosza z życiem. Będąc na Litwie, nie sposób ominąć tej ukrytej w lasach wioski, której piękno zastygło niczym owad w bursztynie, klejnocie kraju Znak, 2/2009
Dwór otoczony jest parkiem starych drzew. Nieopodal polana, gdzie Poeta wraz z intelektualistami Litwy oraz prezydentem Valdasem Adamkusem, który objął honorowy patronat nad Fundacją, posadził młode dęby. Obok drzewka Miłosza spaceruje bocian. Jako że po deszczu, wyszedł na łowy. Jest dostojny i całkowicie ignoruje nas wychylających się zza pobliskich drzew. Zaakceptowani przez bociana, nie czujemy się intruzami. Świat przyrody zdaje się tu istnieć w idealnej symbiozie, w solidarnym porozumieniu, ale i całkowitej niezależności od człowieka.
Na terenie parku znajdują się drewniane rzeźby bohaterów Doliny Issy.Jest również drewniany celtycki krzyż i rzeźba Matki Bożej. Nieopodal mała sadzawka, nazywana Czarną ze względu na to, że nie dosięga jej nigdy słońce. To tutaj – jak opisuje Miłosz w swej quasi-autobiografii – w nocy zobaczyć można dziką świnię, która po uczynieniu przez nas znaku krzyża znika.
Mijając rzeźbę diabła pod parasolem (Miłosz już na pierwszych stronach swej powieści pisze, że w tej okolicy diabłów jest więcej niż gdziekolwiek i że aby dodać sobie powagi, ubierają się one na modłę Immanuela Kanta), schodzimy do doliny Niewiaży, powieściowej doliny Issy. „Rzeka dla Tomasza była olbrzymia. Niosły się nad nią zawsze echa: kijanki stukały tak-tak-tak; skądś odzywały się inne, jakby była umowa, że jedne drugim mają odpowiadać”. Bohater Doliny Issy spędzał nad rzeką długie godziny, kontemplując wodę, rozświetlane w słońcu „lasy roślin”, gonitwy pająków, bezszelestny ruch łódki.
Oprócz głosów przyrody echo niesie również głosy współczesnych „Tomaszów”. Dopiero następnego dnia odkrywamy ich sekret. Trzej chłopcy zawiesili na wysokiej brzozie sznur i w blasku zachodzącego słońca rzucają się z niego do rzeki. Jako że Niewiaża jest głęboka, chłopcy na moment w niej zupełnie znikają, dopiero po chwili wynurzają głowy i krzyczą coś, krztusząc się wodą i śmiechem. Zapraszają nas do wspólnej zabawy, a kiedy wreszcie odchodzimy, krzyczą „goodbye!”. To miejsce nie umarło. Rozbrzmiewa lekką piosenką życia.
A o zachodzie słońca, z ukrycia, orkiestruje cała przyroda:
Zmierzch tutaj, w tej rozmaitości (…), odzywał się mnóstwem głosów z chaszczy i podmokłych łąk. Buczenia, kwaknięcia, żaby czy dzikie kaczki, albo inne ptaki. Lelki trzepotały się skośnym lotem przed nimi. Tomasza przenikał nabożny podziw dla tego wrzenia w ciemności, dla tylu istot, których zwyczaje i sprawy, zakryte, wzywały, żeby poznawać i śledzić.
Konie gospodarze zostawiają na noc na łące. I znów nie sposób uwolnić się od literatury:
Piękny wieczór. Jeszcze jasność, ledwie podchodząca różowością zza czarnej masy na widnokręgu, zaznaczonej ostro szczytami jedlin, a już księżyc-opłatek, echo niesie się od grania gdzieś pastucha na długiej tubie z drewna owiniętego brzozową korą. Puścił konia w kłus. Faluje ziemia, nie myśli się o niczym, jest tylko radość ruchu.
Oddziaływanie powieści Miłosza na wyobraźnię jest tak wielkie, że rezygnuję ze spania z głową tuż pod oknem. Nie chciałabym w środku nocy zobaczyć w szybie… twarzy diabła we fraku i żabocie, nawet (albo raczej tym bardziej) jeśliby miał on przypominać Immanuela Kanta!
O poranku wychylam się przez okno. Drzewa w dolinie Niewiaży otulone mgłą. Magiczna cisza przerywana odgłosami ptactwa. Z drugiej strony domu świetlista mgła przeciska się przez pnie i gałęzie drzew. Płynie, rozlewając się na teren wokół dworu. Ruszamy do Świętobrości (Šventybrastis). Jak mówił Rūstis, tę drogę wzdłuż Niewiaży pokonuje każdy, kto przyjeżdża do Szetejń, bo to właśnie w Świętobrości znajduje się kościół, w którym ochrzczony został Czesław Miłosz. Idziemy około godziny lasami i polami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.