Jezus historyczny – w stronę chrześcijaństwa z ludzką twarzą

Do pewnego stopnia konieczne jest „odreligijnienie” postaci Jezusa, bo wyniesiona zbyt wysoko traci ludzkie kontury, staje się Bogiem na miarę ludzkich wyobrażeń o Bogu, które – z konieczności skrzywione – dodatkowo jeszcze przesłaniają Jego człowieczeństwo. Znak, 5/2009



Czy jednak takie rekonstrukcje nie naruszają „depozytu wiary”? Otóż niekoniecznie, choć domagają się jakiejś reinterpretacji. Jedno jest pewne: ogólna przesłanka, że całość historii Kościoła była dziełem Ducha – jako założenie dogmatyczne – nie może być przesłanką dla badania historycznego.

Tego typu założenie pojawia się w tekście ks. Henryka Witczyka, kiedy stwierdza on, że popaschalna ewolucja świadomości uczniów Jezusa była pogłębianiem rozumienia prawdy o Jezusie (już wcześniej obecnej), a nie nadawaniem nowego sensu. Twierdzenie to jest w istocie wyznaniem wiary w bezpośrednie zaangażowanie Bóstwa w wydarzenie Jezusa.

Nie sposób go skutecznie dowodzić, bo jest z innego porządku. To decyzja konfesyjna, stwierdzenie w rodzaju: „Pan Bóg pisał prosto po krzywych liniach mego życia”. Z punktu widzenia logiki badania historycznego jest ona nadaniem nowego sensu, interpretacją przenoszącą późniejszy stan świadomości na wcześniejsze wydarzenia. A tego badanie historyczne zakazuje.

Obydwa podejścia wykluczają się w ramach jednej metodologii, mogą jednak współwystępować, na wzór modelu chalcedońskiego: czym innym jest badana naukowo historia ewolucji chrześcijańskich grup religijnych z I wieku, a czym innym przyjmowana na wiarę boska logika dziejów Ducha (w tym sensie Tomasz z Akwinu odróżniał teologię od filozofii – zob. I pars, q. 1, a. 2).

Tego jednak ks. Witczyk nie akceptuje, kiedy w lekceważącym tonie odmawia wartości pytaniu o możliwe przyczyny ludzkie (psychologiczne, socjologiczne, kulturowe), sterujące procesami wewnątrz grupy uczniów Jezusa po Jego śmierci. Zgodność ludzkiego z boskim prowadzi u niego do usunięcia z pola widzenia wszystkiego, co ludzkie, a odkrywania jedynie logiki działania boskiego, z założenia zresztą nieróżniącej się od tradycyjnej katolickiej dogmatyki.

Temu też zostaje instrumentalnie podporządkowana Gadamerowska Wirkungsgeschichte. Staje się ona sposobem na „ucieczkę do przodu”, by patrzeć już tylko na wynik (rezultat oddziaływania tekstu jako całości), a nie na proces doń prowadzący.

Ginące człowieczeństwo

Gubienie wymiaru ludzkiego w iluzyjnym wyobrażeniu boskości, gdzie wielkie słowa, takie jak działanie Boga, inspiracja Ducha Świętego, natchnienie, zasłaniają ludzkie uwarunkowania, to trwała tendencja katolicyzmu. Rzecz dotyczy zarówno mówienia o wspólnotach chrześcijańskich pierwszych wieków, jak i stylu wypowiedzi o współczesnym Kościele, który niekiedy przedstawia siebie jako instytucję tak bardzo nadprzyrodzoną, że niepodlegającą właściwie prawom ludzkim: socjologicznym, ekonomicznym, psychologicznym.

Przy takim nastawieniu rekonstrukcja kontekstu kulturowego, socjologicznego i psychologicznego ewolucji grup uczniów Jezusa odbierana jest jako zagrożenie dla realności działania Ducha. Gdy jednak gubimy człowieczeństwo uczniów Jezusa, pozostaje nam już tylko logika dziejów Ducha Świętego.

Filozofia Hegla – szczytowe osiągnięcie tego typu myślenia o obecności Boga w świecie – jest tu dobrą ilustracją. Wsparta słynną formułą: „tym gorzej dla faktów”, przemienia religię w ideologię, tj. doktrynę na użytek władzy. Tej osobliwej gnozie ulegają teologowie (i egzegeci), jeśli nie dość konsekwentnie odróżniają wiarę od wiedzy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...