Nie możemy być pewni, że nigdy nie zmienimy zdania ani że nie będziemy mogli zaakceptować stanu rzeczy, który dzisiaj wydaje się nam nie do przyjęcia.
Decyzję o tym, czy w sytuacjach nagłych wypadków winniśmy być reanimowani, czy też nie, należy – jak sądzę – zostawić lekarzom. Zakładam, że posiadana przez nich wiedza i doświadczenie pozwolą im podjąć właściwą decyzję o reanimacji bądź się z niej wycofać. Z pewnością reanimowanie na siłę pacjenta, dla którego może to w najlepszym wypadku oznaczać kilka godzin życia dłużej, nie ma większego sensu.
Dzięki podjętej przez lekarza reanimacji niektórzy jednak nadal żyją. Młody, pozostający w pełni sił człowiek, dla którego sama myśl o niepełnosprawności wydaje się koszmarna, nader szybko mógłby podpisać oświadczenie, że nie życzy sobie podejmowania reanimacji, jeśli istnieje podejrzenie, iż może mu ona nie przywrócić pełni zdrowia. A ludzie chorzy i niepełnosprawni żyją, potrafią cieszyć się takim życiem, jakie jest im dostępne.
Życie ludzkie to nie tylko świst wiatru w uszach, umykająca wstęga szos, bieg na przełaj przez górskie łąki i przyjemność nurkowania. To również wciąż ten sam widok z jednego i tego samego okna. I czyż nie jest znamienne, że tam, gdzie nie ma świadomości, pragnienie życia jako takiego staje się szczególnie
silne? Tylko świadom swego losu człowiek może nie chcieć dłużej żyć. Właściwa człowiekowi świadomość sprawia, że życie ludzkie może być piękne w wielu jego wymiarach – bywa też niezmiernie trudne.
Zgoła inaczej niż w przypadku zdrowych, niemających żadnych doświadczeń poważnych chorób młodych ludzi wygląda sytuacja ludzi przewlekle chorych, którzy zdają sobie sprawę, że kolejne próby ratowania im życia jedynie nieznacznie przedłużają ich bolesną egzystencję. Mogą już nie chcieć próbowania kolejnego leku, kolejnej drogiej kuracji, kolejnej reanimacji. W ich wypadku życzenie, by w razie kolejnej zapaści nie podejmować już reanimacji, winno być uszanowane – inna sprawa to prawne umocowanie tego rodzaju życzeń. Niech za ilustrację posłuży dłuższy fragment opisujący daremną walkę z umieraniem.
Przyglądał się nadchodzącej śmierci z odwagą, jasnością umysłu i spokojem. Uzgodnił z profesorem, który się nim opiekował, że żadne „ostre” leczenie nie będzie stosowane dla utrzymania go przy życiu. Podczas weekendu, widząc pogorszenie się jego stanu, lekarz nakazał przeniesienie go do innego szpitala, na oddział reanimacji.
Tam wszystko zrobiło się straszne. Kiedy go widziałem ostatni raz, przez szybę aseptycznej sali, mogłem rozmawiać z nim jedynie za pośrednictwem interfonu, leżał na przenośnym łóżku, z dwoma rurkami inhalacyjnymi w nosie i rurką wydechową, która zatykała mu usta, nie wiem już, jakim aparatem podtrzymywano pracę jego serca, w jednym ramieniu kroplówka, w drugim transfuzja, zaś w nodze podłączenie do sztucznej nerki. (…)
Zobaczyłem wówczas, jak wyciąga swoje przywiązane ręce i zrywa maskę do oddychania. I powiedział mi wtedy to, co stanowiło, jak sądzę, jego ostatnie słowa przed zapadnięciem w śpiączkę: „Pozbawiają mnie mojej własnej śmierci” [9].
Jeśli medycyna rzeczywiście służy dobru człowieka, to nie odbiera mu ani życia, ani śmierci – szanuje naszą ludzką kondycję. Żyjąc, nieuchronnie zaś zmierzamy ku swej śmierci. Tacy właśnie jesteśmy…
*****
BARBARA CHYROWICZ SSpS, dr hab., etyk, kierownik Katedry Etyki Szczegółowej KUL, tegoroczna laureatka Nagrody im. ks. J. Tischnera.
[9] J.M. Varaut, Możliwe, lecz zakazane. O powinnościach prawa, tłum. S. Szwabski, Warszawa 1996, s. 100–101.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.