Cela numer 21

Spisek zawiązał się w łukowskim gimnazjum, w starej szkole pijarów. Spiskowcami byli gimnazjaliści z Łukowa, studenci z Warszawy, urzędnicy, pomniejsi łukowscy oficjaliści. Na spotkania przychodził także nauczyciel miejscowej szkoły Jan Thierbach. Znak, 11/2009



Przypadek szósty. Mimo tortur Levittoux nie składa obciążających zeznań. Nie przyznaje się do winy. Milczy. Komisja decyduje o przerwaniu dochodzenia. Stwierdza prawdopodobnie, że skoro nie złamał się do tej pory, to nic się z niego już nie wyciągnie. Dwunastego maja zostaje wydane postanowienie o zesłaniu na katorgę. Namiestnik zwleka z podpisem, więc nikt nie ogłasza decyzji oficjalnie.

Przypadek siódmy. Levittox jest wycieńczony fizycznie i psychicznie. Nie wie, że na biurku namiestnika leży dokument o zakończeniu śledztwa. Rozmyśla.

Siódmego lipca od samego rana wyraźnie się niecierpliwi. Siedzący w celi naprzeciwko Jan Siesicki wspomina później: „Przez okienko więzienne prosił mnie żebym nie spał co najmniej do jedenastej. Mówił, że coś ciekawego wydarzy się tego wieczora w więzieniu. Że on to wie na pewno”.

V

No tak, cuchnie – stęchlizną, potem, moczem, szczurami. W celi półmrok. Świeca migocze skąpym światłem po szarozielonych ścianach. Koszula, cała we wzorach z krwi i brudu, lepi się do skóry. Przywiera do krzepnących ran. Do smrodu można się przyzwyczaić. Rany też powoli się goją. Więc – o co chodzi? Martwisz się. Czym się martwisz? Dają jeść? Nie biją? Tym się przecież nie martwisz. Boisz się, że zaczną. Że nie wytrzymasz i powiesz. Wszystko, nazwiska, daty, adresy. Bo za dużo myślisz. Bo za dużo masz czasu na myślenie.

Jeśli musisz, myśl o czymś przyjemnym.

Nie wiem. Przypomnij sobie łukowską wiosnę. Albo – zobacz, pamiętasz? Te jabłka. Pamiętasz? Dziewczyna na Krakowskim rozsypała kosz jabłek. Czerwone, wielkie, toczyły się po ulicy we wszystkich kierunkach. Marszczyła brwi pod kapeluszem, biegając w kółko. Marszczyła się jej długa suknia, kiedy schylała się po kolejny owoc. Spojrzała z wyrzutem, bo stałeś jak kretyn, nawet się nie ruszyłeś, żeby pomóc. Czarne oczy miała! Niebieskie. Tak czarne, że aż niebieskie.

A tu: cuchnie szczurami, koszula przywiera do popękanej skóry. Głowa też pęka. Wiem, co ci po niej chodzi. Sposób, żeby nic nie mówić. Ale się wkurzą, co? Kupa śmiechu! Nie, to niepotrzebne. Jak zresztą? Masz coś? Nawet kawałka sznura nie masz. Leż. W celi jest chłodno. Cicho. Dobrze.

Świeca migocze światłem po ścianach. Wykrzywia przedmioty, kaleczy kształty, spala się powoli.

VI

Siódmy lipca. Karol Levittoux cały dzień wyczekuje zachodu słońca. Wieczór jest duszny, ciężkie letnie powietrze dopiero zaczyna stygnąć. Z dziedzińca słychać rżenie koni, od rozgrzanego okna obijają się bzyczące owady. Na korytarzu stukają żandarmskie buty. Raz po raz, kroki to cichną, to stają się głośniejsze. Levittoux czeka na moment, gdy ucichną i już nie wrócą. Strażnicy umówili się dziś na wódkę. Przed dziesiątą nie słychać już owadów. Z korytarza też w końcu dobiega cisza.

Levittoux klęka na łóżku. Łóżko zrobione jest z twardych desek, okręconych słomianymi powrozami. Bierze do ręki świecę. Wosk kapie na podłogę. Płomień rozjaśnia jego bladą, chudą twarz, napięte mięśnie, skupione oczy. Na zaginionym obrazie Antoniego Kozakiewicza, który ten moment przedstawia, okryty pledem wpatruje się bystrym wzrokiem w drzwi. Ma zapadnięte policzki, wielkie, nieproporcjonalnie wielkie oczy, twarz przypomina trupią czaszkę. Lewą dłonią pod okręconymi słomianymi powrozami łóżkiem, podkłada świecę.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...